niedziela, 10 lipca 2016

Malec - Szklany Pantofelek: Rozdział 9

 
 

   Simon siedział samotnie przy stole w jeden z idryskich kafejek. Od niechcenia sączył swoją latte wpatrując się z oczekiwaniem w okno. Na zewnątrz zimny, listopadowy deszcz zalewał aleję, a Nephilim skuleni pod parasolami sunęli smętnie drżąc pod wpływem wiatru. On zaś siedział w ciepłym, misternie urządzonym w minimalistycznym stylu wnętrzu.
   Ściany ozdobione były motywem szachownicy. Czarne krzesła obite skórą dopasowano odpowiednio do białych stolików. W całym lokalu jedyną ozdobę stanowił wielki aloes rosnący w doniczce koło wejścia. Lampy świeciły zabarwionym na delikatnie żółty odcień światłem, co dodawało odrobinę ciepła wnętrzu.
   Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi poprawił okulary, które delikatnie zsunęły się na czubek nosa i odstawił kawę. Tak jak się spodziewał Clary przyszła na spotkanie kompletnie przemoczona. Woda powoli skapywała na podłogę z rozpuszczonych rudych kosmyków i zielonej bluzy z kapturem, która stanowiła jedyną ochronę przed niesprzyjającą pogodą.
   Widok parabatai z początku wywołał u niego uśmiech, jednak ten błyskawicznie został zastąpiony nerwowym napięciem, gdy przypomniał sobie, dlaczego spotyka się z przyjaciółką.
- Hej – powiedział spokojnie, ukrywając emocje. Chciał, żeby ta dyskusja przebiegła możliwie jak najspokojniej.
- Cześć Simon, przepraszam za spóźnienie. Deszcz kompletnie mnie zaskoczył, więc robiłam, co mogłam żeby jak najmniej zmoknąć – odpowiedziała z uśmiechem, sięgając ręką do zamka przemoczonej bluzy. – Niestety z marnym skutkiem. Nie mieliśmy okazji porozmawiać od dawna, opowiadaj jak się mają sprawy między tobą i Isabelle? I jak bawiłeś się na balu?
- No cóż… to chyba może zaczekać. Lepiej ty opowiedz najpierw, co z tobą i Jacem. – Simon nerwowo przełknął ślinę i sięgnął po latte. Błagał w myślach, żeby zerwanie stało się faktem. Jeśli nie znienawidzi się jeszcze bardziej.
- A to. Nie ma w zasadzie, o czym mówić. Jace zawsze był dupkiem i już zawsze nim będzie. Między mną a nim wszystko skończone. On jest w stanie kochać tylko jedną osobę i jest nią on sam… - monolog przerwała jej kelnerka pytająca o zamówienie.
- A co ze ślubem? Z oświadczynami? A ten cały czas, gdy byliście parą? – zapytał gdy wysoka blondynka odeszła w stronę lady postukując obcasami. – Przecież chyba nadal go kochasz?
- Kocham go. W pewnym sensie zawsze będę. Ale nie mogę spędzić tak życia. Nie mogę kochać go na wieki, zawsze błagać o jego uwagę, czekać jak wierny pies. Zapomnieć o sobie i całym świecie, po to by móc adorować Jace’a Herondale’a. Bycie z nim jest jak głuchy telefon. Jednostronne wyrażanie uczuć. On zawsze jest u siebie na pierwszym miejscu. Zawsze musi być najważniejszy. Związki tak nie działają – mówiła spokojnie. Mimo, że jej słowa były pełne goryczy i zawodu ton jej głosu był niemalże obojętny. – Ślub odwołany – dodała z powagą.
- Nie mogę w to uwierzyć. Wydawało mi się, że wasza miłość jest wieczna i niezachwiana. W końcu tyle razem przeszliście. – Simon starał się ukrywać nerwowe kołatanie serca, które próbowało wyskoczyć z jego piersi od nadmiaru emocji.
- Nie tylko my wiele przeszliśmy. Ty i Isabelle także, a jednak również ni e jesteście już parą. Chyba najlepiej z nas rokują Alec z Magnusem, nawet mimo szalonych zapędów Roberta. – rzuciła wraz z nadejściem kelnerki. - Właśnie. Skoro już mowa o Inkwizytorze. Mam pewną teorię – powiedziała ściszonym głosem nachylając się w stronę parabatai.
- Teorię? Jaką? – zapytał zaintrygowany Nephilim.
- Sądzę, że Robert może być opętany. Nie w taki sposób jak Lilith opętała Jace’a, ale wydaje mi się, że ktoś lub coś steruje Inkwizytorem. – Rozglądnęła się, czy aby nikt ich nie podsłuchiwał. Na sali obecna oprócz nich była tylko kelnerka, która zajęta była flirtowaniem przez telefon. – Sam przyznaj, że Robert dawniej był zupełnie inny. Owszem był chłodny, nieprzyjemny, często ofensywnie niemiły, nie akceptował związku Aleca z Magnusem, a jako były członek Kręgu nie przepadał za Podziemnymi, ale coś go zmieniło. Myślałam, podobnie z resztą jak pewnie wszyscy, że to przez rozwód z Maryse i nową funkcję, ale to musi być coś innego. Robert nigdy nie zmusiłby Aleca do małżeństwa.
- Kto miałby go opętać? - spytał unosząc lewą brew do góry.
- Nie wiem. Ale zamierzam się dowiedzieć. Będę szpiegować Roberta – powiedziała z dumą w głosie rudowłosa.
- Clary to fatalny pomysł. Narażanie się Clave to fatalny pomysł. Uwierz mi, siedziałem w ich lochach, zdecydowanie nie polecam – odparł stanowczo z nutą ironii w głosie.
- Ale Simon! Dzieje się coś naprawdę złego! I nie chodzi tylko o to, że nasz przyjaciel ma być zmuszony do małżeństwa. Jeśli Robert jest opętany cały świat jest zagrożony! – wykrzyczała, po czym natychmiast rozejrzała się zmieszana. Na szczęście kelnerka zniknęła kilka chwil wcześniej na zapleczu.
- Nie jest wcale pewne, że jest opętany. Może po prostu… - zaczął niepewnie.
- Może po prostu jest fatalnym ojcem, który nienawidzi swoich dzieci? To chciałeś powiedzieć? Simon musisz mi uwierzyć. Błagam, potrzebuję twojej pomocy! – przerwała mu i spojrzała z nadzieją.
- Nie będziesz mnie prosić o pomoc po tym, co ci powiem – rzucił cicho Simon, jakby do siebie, mając nadzieję, że Clary tego nie usłyszy.
- Nie pleć głupstw. Potrzebuję cię – powiedziała podnosząc filiżankę do ust.
- Ja… ja… - zaczął drżącym głosem. – Chyba się zakochałem.
   Clary na te słowa zakrztusiła się kawą i zaczęła intensywnie kaszleć. Simon mimowolnie ścisnął dłońmi materiał jeansów.
- Jak to? – zapytała spoglądając na parabatai.
- Wiesz, że między mną a Isabelle wszystko skończone. A ja… cóż straciłem głowę. To było na balu. Od tego czasu ciągle myślę o tej osobie. Nie mogę przestać. Do niczego między nami nie doszło. Wydawało mi się, że całowaliśmy się, ale to chyba tylko sen. Nie wiem, co robić. To mnie przytłacza – mówił ze spuszczonym wzrokiem, wpatrując się w pustą filiżankę przed sobą.
- Dlaczego przytłacza? Skoro między tobą i Isabelle wszystko skończone. Nawet, jeśli to trochę szybko. Może nawet zbyt szy… - odparła Clary uśmiechając się niepewnie. Nie wiedziała czy powinna wspierać w tym przyjaciela. Isabelle była dla niej jak siostra, a widok Simona z kimś innym po tak krótkim czasie na pewno by ją zranił.
- Ja… - Simon wziął głęboki wdech. – To mężczyzna. I to ktoś kogo znasz. Więcej niż znasz…
- Simon? – Clary spojrzała na niego zszokowana. Jej mina wyrażała niedowierzanie. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć…
- To Jace. Chyba zakochałem się w Jasie – wyrzucił z siebie szeptem.
   Jego twarz płonęła żywym ogniem. Serce wyrywało się z piersi. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Połączenie wstydu, niechęci i bezsilności rozlało się po jego ciele. Gdy wreszcie podniósł wzrok napotkał na parę zielonych tęczówek wpatrujących się z niedowierzaniem połączonym z nienawiścią? Niechęcią? Obrzydzeniem? Poczuciem zdrady? Chyba wszystkim naraz.
Clary wzięła do ręki bluzę i bez słowa wybiegła z kawiarni. Simon nie czekając rzucił banknot na stolik i ruszył w pogoń za przyjaciółką. Biegł przez chwilę wypatrując połączenia pomarańczowych włosów z zielonym kapturem, ale jego parabatai zniknęła.
   Stał w deszczu przez chwilę, po czym wrócił po kawiarni przypomniawszy sobie o pozostawionej parasolce. Nienawidził siebie za to, co zrobił. Nienawidził Jace’a za to, co zrobił im obojgu. 
♥♥♥

   Magnus Bane siedział pogrążony w gąszczu starych papierów i ksiąg, wsłuchując się beznamiętnie w ciszę. Ziewnął. Był cholernie zmęczony, jednak nie zamierzał tracić czasu, który płynął nieubłaganie, nie czekając na spóźnialskich. Jeśli ma odzyskać Alexandra, to tylko za pomocą ciężkiej pracy i wysiłku. Oczywiście chciałby żeby wszystko poszło gładko, ale zdawał sobie sprawę, że na tym świecie nic nie układało się tak jakby chciał. Życie nie było bajką. Przekonał się o tym na przestrzeni wieków. Nie, teraz zawalczy o to, co było mu najdroższe, o Aleca...
   Niestety na razie szło marnie. Miał wręcz ochotę przytoczyć łacińskie: "Vanitas vanitatum et omnia vanitas"... Zero śladów. Czuł się jakby oglądał przedstawienie grane za kurtyną, ukryte przed potencjalnymi widzami. Westchnął ciszej. Głęboki wdech wraz z powietrzem wchłonął kojący zapach tuszu i starego papieru. 
- Magnusie... - usłyszał szept za swoimi plecami. Znał ten głos. Serca zabiło mu mocniej. 
- Alexander? - zapytał cicho, odwracając się w stronę chłopaka. 
   Nie wiedział nawet, kiedy chłopak wszedł do biblioteki. Był tak pogrążony w swoich myślach i księgach, że nie usłyszał kroków ani zgrzytu otwieranych drzwi. Na widok znanej twarzy jego serce zabiło mocniej. Czy to prawdziwe? Umysł mówił, że nie, jednak to COŚ w środku podpowiadało, co innego.
- Co tutaj robisz? - spytał  nie przestając wpatrywać się w bladą twarz chłopaka. Jego głos był miękki. Czuł się jakby zobaczył anioła. Uśmiechnął się pod nosem. Technicznie rzecz biorąc widział go.
   Oczy Nephilim były pełne emocji, lecz dominowała w nich miłość i troska. Zacisnął wargi, usiadł podwijając przy tym nogi, a następnie dotknął twarzy czarownika jakby nie wierząc, że ten jest prawdziwy. 
- Ojciec pozwolił mi wrócić na kilka dni - powiedział, łamiącym się głosem. Nie było to spowodowane wzruszeniem, lecz szczęściem. Czuł radość widząc czarownika, bezpiecznie ukrytego w Instytucie. - Martwiłem się, Magnusie. - Ton chłopaka przeciekał powagą. - Opowiedz mi wszystko, od początku. 
   Czarownik złapał go za rękę i przyciągnął do siebie, zatapiając ich usta w delikatnym pocałunku.
- Teraz mogę opowiadać. - Uśmiechnął się pokazując idealnie białe zęby. 
   Alec usadowił się koło niego. 
- Więc? - zapytał po raz kolejny, muskając dłoń ukochanego. 
- Ostrzegam, że to długa historia - westchnął Magnus. 
   Kochanek spojrzał na niego hardo. 
- Mamy dużo czasu - przypomniał, gryząc się w język. Mieli go bardzo mało... Czasami czuł jakby cała wieczność była niewystarczająca, a co dopiero te kilka dni.
   Magnus wziął głęboki oddech i opowiedział mu o wszystkim: wizycie Roberta, Indiach, Aadzie i jego żonie, Rishim, który przeciwstawił się ojcu, pochodzącym z Rumunii Vladzie... Alec słuchał z zapartym tchem. Nie wierzył jak ojciec mógł zrobić coś takiego. W głowie kłębiło mu się tylko jedno pytanie: Dlaczego...? 
- Nie wspomniałem ci jeszcze o Nitcie - przypomniał siebie czarownik. 
   Alec wpatrzył się w zielono-żółte oczy z zafascynowaniem. Znał tylko jedną Nephilim o tymże imieniu i miał dziwne przeczucie, że oboje myślą o tej samej osobie. 
- Jakiś czas temu dostałem list... - kontynuował. - Opowiadałem ci kiedyś o Sonji? 
   Alec pokręcił głową. 
- Sonja była wilkołaczką, która zmarła wiele lat temu - westchnął, mając przed oczami wyobraźni wspomnienie  uśmiechniętej twarzy i niebieskich oczu. - Jednak niczym nastąpił koniec, zdążyła wyjść za mąż za Nephilim i urodzić córkę. Mimo ciągłego wytykania palcami, byli szczęśliwi. Mała była naprawdę wspaniałym dzieckiem, a dobra, poczciwa Sonja wybrała mnie na jej ojca chrzestnego. Mam wrażenie, że już wtedy wiedziała o swojej nadchodzącej śmierci i dlatego to zrobiła. Chciała zabezpieczyć szczęście córki i męża. Ja miałem być tym zabezpieczeniem. W końcu, kto byłby lepszym ojcem chrzestnym niż Wielki Czarownik Brooklynu? - Uśmiechnął się krzywo, dalej pogrążony w melancholii. - Po śmierci mojej przyjaciółki, Nita i Antonio przenieśli się do Hiszpanii. Mijały lata, listy od męża Sonji ucichły, a kiedy chciałem sprawdzić, co u nich, okazało się, że są szczęśliwi. Mężczyzna miał nowa żonę, Nita także wydawała się zadowolona nowym stanem rzeczy. Stwierdziłem, że nie będę niszczył ich nowego życia. Widocznie chcieli odciąć się od bolesnej przeszłości, która niosła ze sobą jedynie żal i zwątpienie. Jakże się wtedy myliłem, Alexandrze. - Zmrużył oczy czarownik. - W jednym z ataków Mrocznych na Instytuty, zginął Antonio. Mała została sama z macochą i dwiema przyrodnimi siostrami. Historia dziewczyna po tym wydarzeniu jest dla mnie trochę niejasna i mało przejrzysta. Mój wygląd w tą sprawę był wtedy oparty jedynie na obserwacji i opowiadaniach innych - zaznaczył. - Po liście od zmarłej przyjaciółki, który przyszedł do mnie po tylu latach, stwierdziłem, że muszę działać, jakoś pomóc chrześnicy. Usłyszałem o balu i uznałem, iż przynajmniej tak na razie mogę ją uszczęśliwić. Wydarzenia w Indiach trochę popsuły moje plany, jednak nie zamierzałem jej opuścić, nie ponownie. Wiem, że wiele ryzokowałem, ale udałem się do niej, a później do twojego domu. Resztę historii znasz - zakończył.
   Alec wpatrywał się w ukochanego że zmarszczonym czołem. Teraz widział, że mają na myśli tę samą osobę. Nie miał pojęcia, że dziewczyna ma tak smutną przeszłość...
- Poznałem ją - powiedział, wtulając się w Magnusa. - Ma szczęście, że jesteś jej ojcem chrzestnym. 
- Powiedziałbym, że pecha - odpowiedział czarownik. - Nie interesowałem się nią tyle czasu.
   Alec pogładził go po włosach. 
- Ważne, że teraz to robisz, Magnusie - pocieszył go. - Nie wypominaj sobie przeszłości. - Nie chciał, aby mężczyzna cierpiał z tego powodu. 
   Azjata posłał mu smutny uśmiech. 
- To może teraz ty wytłumaczysz mi, co się wydarzyło podczas mojej nieobecności? - zmienił temat. - I o co chodzi z Robertem?  
- W zasadzie czas jakby stanął w miejscu w porównaniu z twoimi przygodami - odpowiedział Nephilim. - Matka uważa, że Valentine jakimś cudem opętał Roberta. W zasadzie ciągle mówi, że to nic pewnego, ale prawda jest taka, że ja i ona po prostu nie chcemy w to wierzyć. Powtarzam sobie, że to mój ojciec, ale to nic nie daje. Widok jego nowego oblicza powraca do mnie, kiedy tylko sobie o nim przypominam. 
   Magnus objął mocniej chłopaka. Cisza w tym momencie wydawała się czymś naturalnym, czymś czego obaj pragnęli. Nawet postukiwanie wskazówek zegara nie zepsuło tej atomsfery. Siedzieli wśród starych ksiąg, nawet nie zauważając ich towarzystwa. Widzieli tylko siebie i problemy jakie stały im na drodze.
- Poradzimy sobie - wyszeptał czarownik, mimo wybierających jego głowę wątpliwości. - Zawsze dajemy radę. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? 

♥♥♥
   "Beatrice Evans, lat 24. Urodzona siódmego lipca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego. Córka Amelii i Ruperta Evansów. Wychowana w Idrysie. Osobista asystentka i sekretarka Inkwizytora. Dla wtajemniczonych ulubienica Valentine'a, jedna z jego najlepszych agentek. Młoda, wierna, zacięta. Mistrzyni manipulacji i gry, a także posługiwania się sztyletem. 
   W rzeczywistości Lara Richardson, lat 22. Córka Anette i Olivera Richardson. Wychowana w Culver City. Podwójna agentka, szpiegująca nowego Inkwizytora - Roberta Lightwooda, a raczej Valentine'a Morgensterna dla Clave. Prywatnie narzeczona Haruki Sagi, przyjaciółka pozostającego w Kręgu Daniela McAvoy'a, chociaż ten nie zna dokładnej prawdy o niej."
- Beatrice... - pomyślała beznamiętnie wpatrując się w parujący kubek herbaty z cytryną. - Już niedługo.
   Tego ranka otrzymała wiadomość od swoich prawdziwych przełożonych. Już wkrótce plany Kręgu legną w gruzach. Jej ostatnim zadaniem jest udokumentowanie kilku najbliższych spotkań organizacji oraz pomoc Alexandrowi Lightwoodowi, Nicie Ybarrze, a także, po jej własnej prośbie Danielowi McAvoy'owi.
   Miała na to zadanie niecałe dwa tygodnie. Niezależnie od jego powodzenia Clave ma przerwać działania Kręgu. Potem czeka ją udział w procesach w charakterze świadka. Będzie musiała opowiadać o każdym kto przeżyje obławę. Prawdopodobnie zajmie to co najmniej kilka miesięcy. Potem w końcu będzie mogła oderwać się od świata Nephilim.
   Nie na zawsze oczywiście. Na kilka miesięcy. Kochała bycie Nocnym Łowcą. Życie pełne niebezpieczeństw, niepewności, przygód, braku rutyny. Ale chwila spokoju była tym czego potrzebowała najbardziej. Nie chciała godzić ślubu i miesiąca miodowego z ciągłą walką z demonami. Zamiast tego marzyła o tym, by zniknąć na kilka miesięcy, wyjechać w podróż poślubną dookoła świata. Zwiedzić Francję o której tyle opowiadała jej matka i Japonię, ojczyznę Haru.
- Już wkrótce. Wyłącznie Lara - powiedziała sama do siebie.
   W tym momencie poczuła, że ktoś obejmuje ją od tyłu i opiera podbródek na jej ramieniu.
- Wyłącznie Lara. Zawsze. O czym myślisz? - spytała Haruka łaskocząc ją oddechem w szyję.
- O nas - odparła krótko rudowłosa, po czym pociągnęła łyk brązowozłotego płynu. - O przyszłości. O tym jak wyciągnąć tych biedaków z tej farsy. Mówiłam ci już, że ten półgłówek Daniel zakochał się w tej "Wybranej" jak ją określa Morgenstern? Opowiadał o niej przez prawie godzinę po ich pierwszym spotkaniu, a widział ją przez dziesięć minut. I to nocą. Potem wracał z ich "randek" cały w skowronkach. Myślałam, że to jednostronne, ale potem zobaczyłam się jak całowali na balu. Biedny głupek, więcej szczęścia niż rozumu. Gdyby Inkwizytor ich zobaczył już byłby martwy. Muszę ich jakoś wyciągnąć z tego. Młodego Lightwooda też. Żywych, nienaruszonych. Zanim Valentine dopełni rytuału. Mam na to kilka dni. Są dwie opcje albo będę potrzebować pomocy albo w samotności poniosę sromotną klęskę.  - dodała odwracając się w stronę narzeczonej.
- Szczenięca miłość. Urocze. Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na mnie - odparła krótko Haruka, po czym krótko pocałowała zamyśloną rudowłosą. - Poza tym, wspominałaś, że Chloe rozmawiała z Maryse Lightwood. Ona musi coś wiedzieć, zwłaszcza, że chodzi o jej byłego męża i syna. Nawet jeśli nie wie wszystkiego, musiała podzielić się z rodziną swoimi podejrzeniami. Jestem pewna, że Lightwoodowie zgodzą ci się pomóc. Zwłaszcza, że znasz Isabelle. Poza tym młody Lightwood jest chłopakiem Wysokiego Czarownika Brooklynu. Jeśli chodzi o znajomości nie znajdziesz lepszej osoby. Nie jesteś w tym sama.
- Idziemy na wojnę z Kręgiem. Straty w obu poprzednich są większe niż liczba naszych domniemanych sprzymierzeńców. Z drugiej strony sam Krąg nie ma nawet setki członków. Nie wiem jak ocenić nasze szanse. Clave nie zdecyduje się podjąć działań przed terminem. To moje zadanie by uwolnić Alexandra i Nitę. Tylko, że jedyny sposób na to zakłada pokonanie Morgensterna. Przekonam Isabelle by pozwoliła mi spotkać się z Maryse. Desperacko potrzebuję sprzymierzeńców.
♥♥♥
   Arthur McAvoy miał powrócić z Chicago za zaledwie kilkadziesiąt minut. Daniel siedział rozłożony na wzorzystej kanapie czekając na ojca. Był zły. Okłamał Nitę. To był jego dom, a właściwie rodziców, którzy wnieśli go tuż przed narodzinami chłopaka. Dlaczego to robił? Czy istniał jakiś powód, dla którego łgał nawet w tak błahej sprawie? Czuł się jakby wędrował w wąwozie obłudy i fałszu. Kochał tę brązowowłosą Hiszpankę. Dziewczyna działała na niego mocniej niż jakakolwiek kobieta. Zachwycając swoją osobą, jednocześnie była taka... zwyczajna, szczera, miła... A on? Zachowywał się jak wilk w owczej skórze. Hipokryta bez serca. Obłudnik i kłamca. Nie zasługiwał na nią.
   Nita...
   W oczach wyobraźni widział jej cudowny uśmiech i piękne, duże oczy, które jak cała twarz wypełnione były szczęściem. Później zobaczył twarz Valentine'a, a raczej Roberta Lightwooda, którego złowieszcze spojrzenie tylko utwierdzało go w poczuciu winy. Jak mógł kiedykolwiek związać się z tak śmiertelnie niebezpieczną organizacją jak Krąg? Paradoksalnie gdyby tego nie zrobił, nie poznałby dziewczyny, która skradła jego serce. Życie było okrutne. Kochał ją, a ona go znienawidzi. Nie będzie miał nawet prawa błagać o wybaczenie. Bo niby dlaczego? Ona i tak nie uwierzy. Weźmie to za kolejną grę, za kolejne kłamstwo. Przecież już tyle razu była raniona... Śmierć matki i ojca, Andora i jej dwie wredne córki... Czuł się jak Makbet. Nie miał żadnej drogi wyjścia. Nie mógł też od tego uciec. Będzie musiał zmierzyć się z rzeczywistością. Kiedy tylko spotka się z Nitą po raz kolejny, powie jej wszystko. Bez wahania. Zbyt wiele już wycierpiała.
- Synu, wróciłem! - Męski krzyk wyrwał Daniela z rozmyślań.
   Spojrzał w stronę drzwi. Ojciec ubrany był w czarny strój bojowy. Gdyby nie siwe pasmo na skroni, tak bardzo wyróżniające się wśród czarnych włosów, nikt nie przypuściłby, że mężczyzna ma aż czterdzieści pięć lat.
- Tata. - Uśmiechnął się chłopak. - Jak było w Chicago?
   Mężczyzna przeszedł przez próg i ruszył w stronę niewielkiego barku ustawionego w rogu pokoju, a następnie wypełnił szklankę whisky.
- W porządku - powiedział niepokojąco niespokojnym tonem. - Właściwie nie jest w porządku - poprawił się natychmiast. - Chodzą plotki, że Krąg wznowił swoją działalność. *od Coco do Lelo: oj wznowił... gejoza się szerzy xD*
   Daniel podrapał się po skroni. Skoro jego ojciec wie już coś na ten temat, znaczyło, że nie jest dobrze. Nie wiedział, co robić. Jego życie przypominało czarną komedię.
- Bujdy. - Zaśmiał się, lecz w głosie chłopaka słychać było przerażenie. Ojciec nie mógł się dowiedzieć, że należał, a raczej formalnie nadal należy do organizacji Valentine'a. - Plotki wymyślane dla zastraszania dzieci. Nie wierz w nie.
   Arthur McAvoy spojrzał na niego groźnie.
- Nawet plotek nie należy lekceważyć, synu - przestrzegł go. - Jesteśmy Nephilim, powinniśmy ochraniać swiat, a nie jeszcze bardziej go narażać. Jutro udam się z tym do Inkwizytora - dodał. - Mam nadzieję, że zdecydujemy, jakie kroki powinniśmy podjąć.
   Momentalnie ciało Nocnego Łowcy wypełniło przerażenie. Jego ojciec nie mógł pójść z tym do Roberta, w którego skórze krył się nie, kto inny, a Valentine. To zbyt niebezpieczne...
- Nie uwierzy ci... - rzekł szybko. - Tato, pamiętasz, co było ostatnim razem? Nikt nie wierzył...
- Stary Lightwood jest inny. Kiedyś należał do Kręgu, wie, że powinniśmy obawiać się nawet plotek - odparł starszy Nephilim.
   Oczy Daniela wpatrzyły się w ojca błagalnie.
- Zaczekaj... Kilka dni. Inkwizytor ci nie uwierzy, nie masz dowodów. - W duchu modlił się do Razjela, aby rodziciel go posłuchał. - Tato, mam tylko ciebie. Jeśli jest to prawdą, Valentine będzie pragnął cię usunąć. Musisz grać ostrożnie.
- Nie mogę odpuścić - powiedział Arthur. - Jesteśmy Nocnymi Łowcami, synu, ofiary są w naszym wypadku codziennością. - Jego twarz wypełnił słaby, ale kojący uśmiech. - Muszę odpocząć. Pobyt w Chicago mnie wykończył, dobranoc - dodał, po czym odszedł zostawiając chłopaka sam na sam z myślami i wątpliwościami, które nie milknąc, wywiercały dziurę w jego duszy.

♥♥♥
- Alexandrze, wyglądasz nieziemsko - powiedział Bane, z osłupieniem spoglądając na ubranego w granatowy garnitur kochanka.
   Policzki Nephilim nabrały iście czerwonego koloru. Nie wierzył w to, co widzi. On i Magnus. W holu Instytutu. Na randce, mimo wszelkich przeciwności losu.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. - Uśmiechnął się.
   Czarownik postawił tego dnia na dżinsowe spodnie i ciemnofioletową marynarke, pod którą kryła się biała, rozpięta pod szyją koszula. Jego pierś ozdabiał złoty naszyjnik, a zgrabne niczym u wiolonczelisty palce pierścienie. Nastroszone, obsypane brokatem włosy mieniły się w świetle żyrandoli.
- Jeśli mam być szczery, nie sądziłem, że uda mi się wyciągnąć cię z biblioteki - dodał. Mówił szczerze. Mężczyzna ostatnio zbytnio się przepracowywał, dlatego on, jak na porządnego partnera przystało wczorajszego wieczoru zaprosił go na randkę. Ucieszyło go, że Bane zgodził się spotkać.
   Magnus zbliżył się w jego stronę, a nastepnie delikatnym ruchem ujął w dłonie podbródek chłopaka.
- Coż... Byłeś taki stanowczy, nie miałem śmiałości odmówić - wymruczał, przygryzając wargę. - Nie wspominając już o tym, że szaleństwem byłoby zrezygnowanie z tak potencjalnie przyjemnego wieczoru.
   Momentalnie ich usta złączyły się w pełnym namiętności pocałunku. Nie musieli nic mówić, wystarczyła tylko ta jedna chwila bliskości. Ta jedna chwila, kiedy wszystkie skrywane w sercu emocje uszły w niepamięć. Ta jedna chwila, która przyniosła ze sobą jedynie miłość i nadzieję. Ta jedna chwila, na którą od dawna oboje czekali.
- Więc, gdzie idziemy? - zapytał nagle Magnus, z niechęcią odrywając się od ust chłopaka.
   Alec zaśmiał się psotnie i złapał czarownika za rękę, po czym pociągnął w stronę jednego z korytarzy.
- Zobaczysz - odparł tajemniczo
   Dalej nie wierzył, że to wszystko jest prawdziwe. Bał się, że zaraz ktoś go obudzi i ponownie utknie w tej szarej, przerażającej rzeczywistości. Nie chciał tego. Miał ochotę zatrzymać czas i ukraść go dla siebie.
- Powinienem zacząć się bać? - spytał ponownie czarownik, lecz teraz z nutą rozbawienia.
    Młody Lightwood zatrzymał się i odwrócił w stronę nadal trzymającego jego dłoń kochanka.
- Tylko o swoją cnotę - ostrzegł.
   Bane uniósł brwi.
- Muszę przyznać Alexandrze, że twoje dzisiejsze oblicze jest bardzo podniecające. - Zaśmiał się. - Chyba częściej musimy rozstawać się na dłużej - powiedział.
 - Ani się waż - zagroził Alec z palcem wskazującym przed twarzą. - Nigdy więcej - dodał stanowczo.
   Twarz czarownika natychmiast posmutniała.
- Niestety wygląda na to, że niedługo będziemy musieli.
   Nephilim natychmiast zbliżył się do ukochanego i w czułym geście pogładził go po policzku.
- Nie myśl o tym Magnusie, nie teraz - wyszeptał. - Teraz jesteśmy na randce. Ty i ja. Cieszmy się tym.
    Bane z bladym uśmiechem na twarzy pokiwał głową.
- Teraz chodźmy, nie mogę doczekać się twojej miny - rzekł Nocny Łowca i szybkim krokiem ruszył przed siebie.
   Magnus nie liczył kilometrów, jakie przebył, podążając za ukochanym. Dopiero wtedy zauważył jak ogromny jest budynek, w którym przebywali. Kiedy patrzył na Instytut Nowojorski z innej perspektywy, ten zawsze wydawał mu się mały, szczególnie w porównaniu z Indyjskim albo Barcelońskim. W tamtym momencie jednak dostrzegł, że było to złudne wrażenie.
- Jesteśmy - powiedział po jakiś pięciu minutach czarnowłosy Nephilim. - Gotowy? - zapytał, a gdy czarownik skinął głową, chwycił za miedzianą klamkę i otworzył otoczone tajemniczą aurą drzwi.
   Ich oczom ukazał się ogromny balkon, którego marmurowa podłoga obsypana była czerwonymi płatami róż. W samym centrum szkarłatnego dywanu rozłożony został kraciany koc, a na nim dwa talerze i wielki, wikliniany kosz.
   Magnus wpatrywał się w ten obraz z nietypowym dla siebie zaskoczeniem.
- Kiedy ty to...? - zapytał.
- Dzisiaj. Miałem dość sporo czasu - wytłumaczył Alec. - Dzięki steli udało mi się utworzyć barierę i zapobiec przedostawaniu zimna. Podoba ci się? - Głos chłopaka wydawał się niepewny i pełen nadziei.
- Oczywiście - odpowiedział czarownik. - Wszystko jest takie... Idealne. Naprawdę nie wiem, jakie runy musiałeś na siebie nałożyć, żeby zdążyć urządzić coś takiego. - Delikatnie chwycił bladą dłoń należącą do Nephilim. - Dziękuję.
   Alexander uśmiechnął się. Był naprawdę szczęśliwy.
- A więc panie Bane - zaczął - może ma pan ochotę zatańczyć?
- Z wielką chęcią panie Lightwood - powiedział, oplatając dłońmi szyję Nocnego Łowcy. - Z wielką chęcią... - powtórzył.
   W tym momencie zapomnieli o czyhającym gdzieś za rogiem Robercie, ślubie, Agathcie.... Alec ułożył głowę na ramieniu czarownika. Świat przestał istnieć. Liczyli się tylko oni - tańczący pośród róż, otoczeni gwiazdami. Nie potrzebowali muzyki, akompaniamentowała im zaledwie cisza, milcząca i niekiedy marudna. Jednak teraz ta wystarczała, tworząc atmosferę, o jakiej nie śniło się nawet samemu Szekspirowi.
- Magnusie?
- Hmm?
- Kocham cię - wyszeptał ledwo słyszalnie chłopak.
   Jedyne, co poczuł Bane w tej niezwykłej chwili było ukojenie. Te dwa słowa zdążyły przedrzeć się przez jego serce niczym strzała. Wnętrze mężczyzny spłonęło gorącem, a dusza spowiła się w niemym spokoju.
- Ja ciebie też.
   Ich usta połączyły się w kolejnym tego wieczoru pocałunku, jednak bardziej emocjonującym i namiętniejszym niż poprzedni. W tamtym momencie dosłownie przestało istnieć wszystko - nawet otaczające wygrywające nad nimi romantyczną pieśń niebo.

 
Coco Deer:
Jako, że zostałyśmy nominowane do LBA, niech to zostanie moim słowem wstępu, żeby nie dodawać zbędnej paplaniny ;)
 
 
Lelo:
Rozdział 9, co oznacza, że już wkrótce kolejna parodia Szklanego Pantofelka :D Tymczasem do zobaczenia za tydzień ;)
 
 
11 ciekawostek o nas
 
 
Coco Deer:
 
 
1. Obecnie jestem posiadaczem zielonych włosów (u góry są bardziej turkusowe), jednak w piątek wybieram się do fryzjera, żeby powrócić do naturalnego ciemnobrązowego koloru.
2. Lubię niebieski i wszystko, co niebieskie: niebieskie serduszka na Facebooku, niebieskie ubrania, niebieskie oczy...
3. Pomarańczowy niech się smaży w piekle.
4. Moim życiowym powołaniem jest poganianie Lelo w pisaniu fragmentów do "Szklanego Pantofelka" (a niebawem zdradzę wam, że autorskiego opowiadania - tytuł ogłosimy 20.07.2016). Lelo wybacz xD.
5. Mimo, że to ja wyglądam na tę bardziej odpowiedzialną, to ona mi matkuje. Dlatego jesteśmy parabatai, bez niej bym zginęła.
6. Uwielbiam psy. Sama posiadam shih-tzu o jakże majestatycznym imieniu Tatiana.
7. Uwielbiam wszystko, co ocieka słodyczą, może dlatego jednym z moich ulubionych yaoiców jest Love Stage.
8. Ostatnią przeczytaną przeze mnie książką były "Cierpienia młodego Wertera" i nie rozumiem dlaczego tak wiele ludzi jej nie lubi. Obecnie czytam "Miecz lata" Ricka Riordana.
9. To jest mój czwarty blog. Pierwszego założyłam w 2013 i dotyczył Caroline oraz Klausa z "Pamiętników Wampirów", ale umiejętności czternastoletniej mnie były dosyć marne xD Choć czytając to wczoraj zdziwiłam się, że zdania są w miarę poprawne gramatycznie.
10. Pierwszą przeczytaną przeze mnie (dobrowolnie) w całości książką była "Pippi Pończoszanka" (druga klasa podstawówki), natomiast pierwszą lekturą "Słoń Trąbalski (pod koniec pierwszej klasy podstawówki).
11. Moim mężem numer jeden tego miesiąca jest Stephane Lambiel, drugim Quicksilver, a trzecim Lex Luthor :)
 
 
 Lelo:

 1. Obecnie mam przefarbowane włosy na pudrowy róż i pozostaną tak do końca wakacji.
2. Mój ulubiony kolor to fiolet, ale uwielbiam też czerwony. Oba są pełne pasji i namiętności. Dzikie i nieokiełznane.
3. Jest bardzo niewiele rzeczy, których nie lubię lub które mnie irytują.
4. Moim życiowym powołaniem jest ogarnianie Coco. Ktoś musi jej pomatkować, bez tego by zginęła. Wiążę się z tym wiele ciekawych historii, którymi może się kiedyś podzielimy, jeśli wyrazicie zainteresowanie.
5. Naprawdę nie wiem co napisać w tym punkcie... O, jakby ktoś chciał spotkać nas (i zrobić cokolwiek mu się podoba, opieprzyć, pogratulować albo co bądź) a jest fanem rocka/metalu/reggae i wybiera się na Czad Festiwal to może szukać różowych loków, Coco i tak nie odstąpi ode mnie na krok. Fajnie byłoby was poznać i porozmawiać :)
6. Jestem kociarą z uczuleniem na koty #przegryw. Dlatego kupuję białą fretkę i nazywam ją Draco. *ekhm... ze mną, na studiach/Coco*
7. Lubię słodycz, ale zdecydowanie preferuję pikanterię... Dla wszystkich, którzy w tej chwili zrobili sobie nadzieję na coś w tym guście lojalnie uprzedzę, że resztki moralności tymczasowo nam na to nie pozwalają, mimo że Homo sum et nihil humani a me alienum esse puto (+ obie jesteśmy tymczasowo nieletnie, jeszcze przez kilka miesięcy)
8. Obecnie czytam "Ognisty Tron" wujka Ricka.
9. Jest to mój pierwszy blog. Czy ostatni? Nie wiem.
10. Pierwszą w pełni świadomie, dobrowolnie i z chęcią przeczytaną książką był " Harry Potter i kamień filozoficzny". Pierwsza książka, pierwszy fandom, pierwsze przeczytane fanfiction, pierwszy shippowany pairing..
11. Moim mężem miesiąca (drugi z rzędu, o dziwo) jest Sebastian Stan. Ale ostatnio zaczynam przerzucać się na Jareda Leto.
 
 
Nominowane blogi (macie wymienić 10 waszych ulubionych książek):
 
 

----

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś/aś serdecznie zapraszamy do zaobserwowania naszego bloga! No i oczywiście do komentowania (komentarze bardzo motywują)!

3 komentarze:

  1. Malec mój najwspanialszy!!! <3
    A ich randka jest po prostu... Awwww <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny fanfict! Tylko Jacemon mnie niepokoi

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    fantastycznie, cudownie naprawdę już się Clay zorientowała że Robert nie jest Robertem... a te sceny miedzy Alexem i Magnusem są cudowne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń


Skomentuj - to nic nie kosztuje, a może nas bardzo zmotywować do działania.

Lydia Land of Grafic, arts by taratjah