sobota, 14 maja 2016

Malec - Szklany Pantofelek: Rozdział 6

Coco Deer:
Pisanie tego rozdziału sprawiło mi wiele radości, po przeczytaniu dowiecie się dlaczego. Post ten jest wstępem do nowego wątku, który niekoniecznie może się wam spodobać, ale musicie nam zaufać. Poniosła nas fantazja. Nie wiem czy zorientujecie się, o co chodzi, ale dowiecie się w następnym rozdziale. Jeszcze raz proszę o komentarze, które są potrzebne szczególnie w tym okresie kryzysu weny twórczej. Miłego czytania!

Lelo:
Wreszcie bal! Tyle się dzieje, no może nie do końca prawdziwa akcja ale mnóstwo emocji. Wątek był wyłącznie moim pomysłem na fazie, ale jestem z niego dumna. Kocham każdy fragment w tym rozdziale ❤ Dzieją się równolegle i możliwość obserwacji wydarzeń z kilku różnych perspektyw była naprawdę ciekawa. Do zobaczenia za tydzień! :D


   Biało-złota kareta zatrzymała się na okrągłym podjeździe nieopodal wejścia do willi Inkwizytora. Nita zeszła po jej złotym, ozdobionym kwiecistym wzorem  podeście. Szklane pantofelki postukiwały przy każdym stawianym kroku. Zaraz za nią wyszedł Magnus Bane, wróżka chrzestna, fachowo zwana Wysokim Czarownikiem Brooklynu. Miał na sobie biały frak, którego wyłogi wykonane były ze złotej satyny, a spodnie ozdabiały dwa lampasy przyszyte wzdłuż bocznego szwu. I zaraz... Czy był blondynem?  
- Nie jestem tu mile widziany. - Wzruszył ramionami, widząc jej zdziwienie. - W ten sposób unikniemy nieprzyjemności.
   Nie tylko kolor włosów i ubiór uległ zmianie, ale także rysy należącej do czarownika twarzy. Były jakby łagodniejsze. Jego cera natomiast stała się jaśniejsza, a zielono-żółte oczy posiadły niebieską niczym wody Lazurowego Wybrzeża barwę.
- Co zrobiłeś? - zapytała. 
- To i owo - mruknął. - Powiedzmy, że według praw ustalonych przez Nephilim jest to nielegalne. 
   Zamrugała kilkakrotnie.
- Jesteś kryminalistą? 
- Rzekłbym, że seksownym nonkonformistą. - Mrugnął do niej. - To co? Idziemy? - zapytał podekscytowany i ruszył przodem.
   Drzwi otworzył im ubrany na czerwono odźwierny. Po ukazaniu zaproszeń i wejściu do środka, udali się ku sali balowej. Już na korytarzu słychać było delikatne brzmienie harfy przy akompaniamencie wydających mocniejsze dźwięki fortepianu, skrzypiec, saksofonu i klarnetu. Gości było wiele. Wszyscy mieli na sobie koktajlowe stroje oraz wymyślne fryzury. Orkiestra wygrywała właśnie Walc Rosyjski. Tańczące na parkiecie pary, a w szczególności kolorowe, rozkloszowane suknie kobiet, tworzyły coś na rodzaj kalejdoskopu. 
   Nita patrzyła na ten obraz zafascynowana. Nigdy nie widziała czegoś piękniejszego. Bywała na balach i wytwornych przyjęciach organizowanych przez jej rodzinę, jednak te niczym nie przypominały tego tutaj, pełnego przepychu i wyrafinowania. Wzrokiem wyłapała odzianego w czarny smoking Alexandra Lightwooda. Stał on obok około czterdziestoletniego mężczyzny, co dziwne, wskazującego palcem w jej stronę. Byli do siebie nieco podobni. Te same ciemne włosy i podobne rysy twarzy utwierdzały ja w przekonaniu, że koło Aleca stał nie kto inny, a Robert Lightwood. Po krótkiej chwili chłopak zaczął iść w jej stronę, jednocześnie uśmiechając się sympatycznie. Inkwizytor stał na drugim końcu Sali, bacznie obserwując jego ruchy. 
- Ojciec uważa, że powinienem z tobą zatańczyć. Można prosić? - spytał, kłaniając się i wyciągając dłoń w jej stronę. 
   Skinęła głową. Pianista uderzył w klawisze, skrzypek przejechał smyczkiem po strunach i zaraz potem rozbrzmiał od dawna przez nią uwielbiany Strauss, a dokładniej utwór nazwany przez niego Künslerleben. Udali się w stronę parkietu. Tańczyli, wirując. Po kilku sekundach przestała liczyć kroki i po raz pierwszy od dawna do reszty oddała się muzyce. 
- Ojciec chyba widzi w tobie idealną panią Lightwood, więc radzę uważać - powiedział nagle, patrząc znacząco w stronę Roberta, jednak nie przestawał się uśmiechać. Ze strony Inkwizytora musiało ty wyglądać jak flirt, zresztą udany, ponieważ ona udawała zachwyconą słowami wypowiadanymi przez czarnowłosego Nephilim. - Najlepiej trzymaj się od niego z daleka - ostrzegł. 
- Musi Ci być ciężko - westchnęła i spojrzała na niego smutno. 
- Mam motywację - stwierdził. - Robię to dla ukochanego. Muszę. Tylko w ten sposób może przeżyć. 
   Orkiestra energicznie zbliżała się do końca utworu. Wykonali obrót, po czym wraz z ostatnią nutą wydaną przez skrzypce zakończyli i oni. Widownia zebrana wokół parkietu zaklaskała. Nita uświadomiła sobie, że na środku zostali tylko oni. Uśmiechnęła się zmieszana i wykonała ukłon w kierunku Alexandra, a następnie z rumieńcem na policzkach odeszła w kierunku miejsca, w którym jeszcze kilka minut temu stał Magnus.

♥♥♥

   - Wow... Robert naprawdę się postarał - wyszeptała Clary, wchodząc przez frontowe drzwi domu Lightwoodów. 
Jace rozejrzał się dookoła. Jego dziewczyna miała rację. Inkwizytorowi musiało bardzo zależeć na tym, aby  jedyny syn znalazł sobie żonę.
- Najwidoczniej najważniejszy członek Clave ma większe priorytety niż kierowanie państwem - prychnął. - Urządzanie bali i popołudniowych spotkań herbatkowych musi być naprawdę stresujące. 
   Ruda przewróciła oczami. Włosy miała upięte w kok, znajdujący się wysoko na głowie, a jej ciało okrywała ciemnozielona rozkloszowana suknia z bufiastymi rękawami i dużym w porównaniu do codziennego ubioru dziewczyny dekoltem.
- Choć raz mógłbyś być mniej ironiczny - powiedziała obrażona. - Jesteśmy tu wspierać Aleca, pamiętaj. 
   Zaśmiał się, słysząc jej słowa. Nie chciał tu być. Nienawidził uczucia bezradności, w jakim ostatnio się znajdował. Chciał pomóc swojemu parabatai, ale nie potrafił. Do tego ta ostatnia sprawa z Magnusem... 
- Po co? Wątpię, żeby nasza obecność tutaj  mogła cokolwiek zmienić - burknął. - On się żeni z kobietą, którą wybierze mu ojciec, Clary! A my nie możemy na to nic poradzić. 
   Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Na owalnej twarzy dziewczyny pojawił się krzywy grymas. 
- Czyli chcesz siedzieć z założonymi rękoma? Skoro nie możemy nic poradzić, postarajmy się go w jakiś sposób wesprzeć. 
   Zaśmiał się po raz kolejny. Wolałby działać, przynajmniej próbować robić coś konstruktywnego zamiast siedzieć tutaj, wpatrując się w porażkę Aleca. Mógłby znaleźć Magnusa i z nim porozmawiać. Był pewien, że czarownik jest niewinny. Dowiedział się o tym niedługo przed wyjściem na ten bezużyteczny bal, na który obiecał Clary pójść. 
- W jaki?! Cholera, Clary, nie rozumiesz, że wszystko szlag trafia?! Powinienem coś zrobić, a zamiast tego siedzę tutaj w smokingu, udając zadowolonego! 
- Ty nawet nie udajesz! - powiedziała ze złością. - Wiesz co? Rób, co chcesz. Jesteś skończonym idiotą. - Pokręciła głową z niedowierzaniem. 
- Więc po co zgodziłaś się za mnie wyjść? - zapytał ze złością w głosie.
- Też się nad tym zastanawiam. - Odkąd znał Clary, nigdy nie widział jej tak wściekłej. 
- I co? Zrywasz się mną? - prychnął. 
- Na to wygląda - rzekła i odeszła, zostawiając go samego, oszołomionego i stojącego na środku korytarza.

♥♥♥

   Wędrował poprzez tłum ludzi z kieliszkiem wina w ręce. Wzrokiem poszukiwał pewnego Nephilim o nieziemsko pięknych niebieskich oczach. Tak jak podejrzewał. Alexander stał na uboczu, rozmawiając z nieznaną mu tlenioną blondynką i mimo przybranej wcześniej uprzejmej maski, nie wyglądał na zadowolonego. Dla osób postronnych mogła ona wyglądać prawdziwie, jednak czarownik wiedział, że to jedynie gra. Zbyt dobrze go znał. 
   Dziewczyna zdawała się być coraz bardziej nachalna i uporczywa. Dystans dzielący tych dwojga zmniejszał się nieustannie. Oczy młodego Nocnego Łowcy stawały się coraz bardziej zagubione i spoglądały w przestrzeń, szukając drogi ratunku. W tym samym czasie blondynka coraz natarczywiej gładziła go po rękawie marynarki, jednocześnie wlepiając w niego swoje wielkie, brązowe oczy. 
- Dosyć tego - pomyślał Magnus, coraz mocniej zaciskając palce na szklanej konstrukcji kieliszka. Czy był zazdrosny? Zdecydowanie tak. Myśl, że jego ukochany za kilka tygodni prawdopodobnie będzie żonaty wcale nie dodawała mu otuchy. 
   Nim jednak zdążył cokolwiek zrobić w celu rozdzielenia ich, Alec znajdował się już przy drzwiach. Nie chcąc go zgubić, czarownik udał się tropem Nephilim. 

   Wyszedł z sali. Nareszcie. Miał dość tych wszystkich nachalnych panienek widzących w nim jedynie nazwisko i pieniądze ojca. Przecież jeszcze do niedawna cały Idrys zdawał sobie sprawę z tego, że syn Inkwizytora jest gejem... Czy one naprawdę nie pamiętały o tym mało istotnym fakcie? 
Udał się w stronę własnej sypialni. Potrzebował chwili oddechu... Tylko kilku minut... Ojciec nie powinien nic zauważyć. Chłopak już od kilkudziesięciu minut nie widział go wśród tańczących par.
   Echo kroków Aleca niosło się wąskim korytarzem na piętrze i zaraz... Czyżby ktoś za nim szedł? Przyspieszył kroku, a osoba idąca jego śladem zrobiła to samo. Zatrzymał się.
- Dlaczego, do cholery jasnej, za mną idziesz? - zapytał, nie spoglądając w tył. 
   Nie słysząc odpowiedzi, odwrócił się. Twarz wysokiego, niezbyt muskularnego blondyna rozjaśniła się w uśmiechu. 
- A dlaczego miałbym nie iść? - zapytał, najwyraźniej rozbawiony całą sytuacją. 
- Przyjęcie odbywa się na parterze. Piętro jest traktowane jego teren prywatny - powiedział sucho, po czym otworzył drzwi do sypialni i przeszedł przez próg.
   Mężczyzna udał się za nim.
- Co niezrozumiałego jest w słowach: teren prywatny? - zapytał nieźle poirytowany. To naprawdę nie było zabawne. 
- Alexandrze, chciałbym Ci przypomnieć, że jeszcze jakiś czas temu nie miałeś oporów, aby zaprosić mnie do swojej sypialni - odpowiedział obrażonym tonem blondyn. 
   Zaraz... Alexandrze?  
- Magnus? - zapytał niepewnie, wpatrując się w oczy nieznajomego. 
Mężczyzna powoli pokiwał głową i pstryknął palcami. Magnus. To naprawdę był on. 
   Ukochany zaczął podchodzić wolnym krokiem w jego stronę. Zatrzymał się, będąc w odległości zaledwie kilku centymetrów od twarzy Nocnego Łowcy. Brakowało milimetra, aby dotknęli się nosami.
- Tęskniłem - wyszeptał czarownik, gładząc chłopaka po bladym policzku, jednak ten czym prędzej odtrącił jego rękę.
- Co ty tu robisz?! Jak, do cholery, udało ci i się uciec Robertowi?! Jeśli cię tutaj zobaczy... Co ci w ogóle odbiło, żeby tutaj przychodzić?! - wykrzyczał niemalże na jednym tchu. 
Czarownik spojrzał na ukochanego nic nie rozumiejącym  wzrokiem. 
- Uciec Robertowi...? - powtórzył po chłopaku. - Przecież twój ojciec mnie nie więził - powiedział. - To prawda, że jestem ścigany, ale tymczasowo mieszkam u twojej matki w Instytucie. Nikt nie powinien mnie tam szukać.
- Magnusie... - zaczął chłopak. - Cieszę się, że nic ci nie jest. - Usiadł z ulgą na niebieskiej sofie.
     Robert go okłamał. Jego ukochany był bezpieczny. Wraz ze spokojem przyszła złość na ojca.... Nie, to nie był on. Tata go kochał. Ten człowiek, którym teraz stał się Inkwizytor, nie posiadał uczuć. 
   Czarownik usiadł koło niego i ponownie ułożył dłoń na policzku chłopaka.
- Alexandrze... - wyszeptał. - Już wszystko dobrze. Nic mi nie jest. 
   Niebieskie oczy wpatrzyły się w żółto-zielone z miłością i wszechogarniającą tęsknotą. Nim Alec się obejrzał, czuł smak ust ukochanego na swoich wargach. 
- Kocham cię, Alexandrze - wyszeptał czarownik, po czym pocałował go po raz kolejny, jednak tym razem zrobił to namiętniej i z większą pasją niż wcześniej.
   On także go kochał. Kochał go całym sercem i duszą... Kochał jak nikogo innego na tym marnym świecie. Magnus nadawał sens jego istnieniu. Przy nikim innym nie czuł się tak jak przy nim.
- Uszczypnij mnie i powiedz, że to nie jest sen - poprosił cicho Alec. 
   Czarownik spojrzał na niego pełnym gorącego uczucia spojrzeniem. 
- Nie jest - powiedział, delikatnie muskając ustami szyję niebieskookiego.
   Nephilim nie pozostawał bierny na te pieszczoty. Drżącymi rękoma starał się rozpiąć białą koszule czarownika, kiedy ten gładził go po umięśnionych ramionach. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i śmielsze. Nim się obejrzeli, leżeli na łóżku. Siedzący na kolanach kochanka Magnus spojrzał na niego kocimi oczami. W zmierzwionych, rozczochranych włosach i z wypiekami na twarzy Alec wyglądał naprawdę uroczo. Uśmiechnął się słabo. Mógłby oglądać ten widok godzinami. 
- Ja też cię kocham, Magnusie - wyszeptał Nephilim, jakby w odpowiedzi na wcześniejsze wyznanie czarownika.
- Zaraz będziesz miał okazję udowodnić mi jak bardzo...
   Zduszony jęk wyrwał się z ust Nephilim, gdy Podziemny obsypywał pocałunkami jego nagi tors. Serce biło mu jak szalone, a całym jego ciałem wstrząsały dreszcze. Magnus działał na niego jak gorączka. Drącymi dłońmi próbował rozpinać kolejne guziki koszuli ukochanego. Gdy zaś udało mu się tego dokonać, usłyszał dźwięk rozsuwanego rozporka...
♥♥♥
   Maryse Lightwood przybyła na przyjęcie celowo spóźniona o kilka minut, aby uniknąć konieczności witania z byłym mężem i jego nową ukochaną. Mijając kolejne pokoje, dotarła do sali balowej. Musiała oddać to Robertowi. Willa Inkwizytora wyglądała niesamowicie. Serce ukłuło ją na ten widok tętniącego życiem, śmiechem i muzyką miejsca, które kiedyś było jej domem.
   Wszyscy goście zebrani byli w tym jednym pomieszczeniu, które jednak miało tak ogromne rozmiary, że miejsca było pod dostatkiem. Z niewiadomych powodów wszyscy zgromadzili się w jednym okręgu. Gdy przecisnęła się przez tłum wpatrzonych w środę, zrozumiała powód ich zafascynowania. 
   Na parkiecie tańczyła tylko jedna para. Drobna dziewczyna o hiszpańskiej urodzie, w pięknej bladofioletowej sukni, która wirowała w trakcie obrotów. Spod jej stóp unosił się stukot obcasów, wydawany przez obuwie wykonane ze szkła. Część jej włosów upięta była w fantazyjnego koka, a reszta opadała brązowymi falami na nagie ramiona. Kimkolwiek nie była ta dziewczyna, to do niej miał należeć nie tylko ten jeden walc, ale cały bal. Tak w każdym razie mówiły oczy obserwujących ją mężczyzn, jak zauważyła Nephilim. Gdy jednak spojrzała na partnera tańczącej, oniemiała.
   Alexander, jej pierworodny, prowadził ślicznotkę w rytm walca. Maryse przyglądała mu się przez chwilę. To jest to, czego każda matka pragnęłaby dla swojego dziecka. Żeby wyrósł tak jak Alec, na dobrego, uczciwego, rozsądnego i zaradnego mężczyznę, w dodatku przystojnego. Żeby był wzorem dla innych, jak jej syn. I… żeby znalazł kogoś, kogo kocha, pomyślała z goryczą.
 - Piękne kłamstwo – pomyślała, spoglądając na zawiedzone twarze zebranych dziewcząt. -Żadna z was nigdy nie mogła go mieć. Ciekawe, gdzie ukrywa się Magnus?
   Rozejrzała się jeszcze raz po sali, szukając wzrokiem organizatora przyjęcia. Znalazła go stojącego naprzeciw orkiestry, w objęciach kobiety ubranej w suknie ombre, która przechodziła od bordowego gorsetu po jaskrawoczerwoną spódnice. Agatha Paislay. Nigdy nie poznała jej osobiście, był to pierwszy raz, gdy widziała ją na oczy. Kobieta wyglądała, jakby wkrótce miała przekroczyć sześćdziesiąty rok życia. Jej twarz pokrywała gruba warstwa makijażu, który miał na celu ukryć liczne zmarszczki. Ciemnozielony cień do powiek kontrastował z grubą warstwą jaskrawego różu i czerwoną szminką. Skóra na szyi była zupełnie luźna, a dłonie wyraźnie wyschnięte i zniszczone. Włosy koloru, który przypominał śliwkowy, były spięte w niskiego koka. Jej twarz wykrzywiona była w uśmiechu, który w założeniu miał być zalotny, ale przypominał raczej perfidny i sarkastyczny. Ciemnobrązowe oczy wpatrywały się z uwielbieniem w Roberta.
- Witaj, Maryse. – Dywagacje dotyczące Nocnej Łowczyni przerwał jej blondyn odziany w biel. – Pięknie razem wyglądają, nie sądzisz?
- Wydaje mi się, że wolałbyś znajdować się na jej miejscu, prawda? – zapytała z ironią.    Chociaż była przeciwna jego obecności tutaj, musiała przyznać, że kamuflaż Magnusa był doskonały. Rozpoznała go wyłącznie dlatego, że spodziewała się go spotkać – Do twarzy ci w tym stroju. Ale wolę cię z kocimi oczami. Musisz mi wybaczyć, że tak prędko kończę tę uroczą pogawędkę, jednakże czeka na mnie mój były pan mąż. Jeśli pragniesz zatańczyć z moim synem, proponowałabym przemianę w nieco inną formę. Ani Alec, ani Robert nie są fanami blondynek.
   Sala wypełniła się oklaskami, a ludzie dotychczas blokujący przemieszczanie się zstąpili na parkiet. Maryse poruszała się bezszelestnie, tak, że Inkwizytor zauważył ją dopiero, gdy stanęła przed jego twarzą.
- Dobry wieczór, Robercie. – Celowo pocałowała byłego męża w policzek na powitanie, żeby zobaczyć furię na twarzy Agathy. Jej plan spełnił się całkowicie.
- Witaj, Maryse. – Odpowiedział jej tym samym gestem, jednak z większym dystansem – Pozwolisz, że przedstawię ci kogoś, oto Agatha Paislay.
   Kobieta uśmiechnęła się z dozą perfidii. Czyżby to był jedyny wyraz, jaki mogła przybrać jej twarz?
- To przyjemność cię poznać. Musisz być dumna, będąc matką tak wspaniałych dzieci. Zwłaszcza Alexandra. – Głos Nephilim brzmiał jak drapanie paznokciami po tablicy. Maryse wzdrygnęła się, ale natychmiast podała jej rękę. To, jaka była Agatha Paislay, mogło już stanowić dowód na opętanie Roberta.
- Przyjemność po mojej stronie. Patrząc na nich, rozpiera mnie duma. Dzieci to najwspanialszy element ludzkiego życia. Zwłaszcza, gdy wyrosną na wspaniałych Nocnych Łowców – odparła ze sztucznym uśmiechem. Nie było sensu prowadzić dłużej wymiany uprzejmości. Robert będzie chciał się oddalić tak szybko jak nadarzy się ku temu okazja. Czas na prowokację. – Mój drogi, powiedz mi, bo rozpiera mnie ciekawość, skąd pomysł organizacji takiego balu?
- Och, to wyraz czystej troski, droga Maryse. Martwiłem się o naszego syna, który zagubił się w swoim życiu. Jako dobry ojciec musiałem pomóc mu się odnaleźć. A nikt tak nie pomaga, jak kochana osoba – powiedział, przyciągając Agathę. – Musisz nam wybaczyć, ale to ukochany utwór Aggy, obiecałem jej ten taniec. Do zobaczenia później.
- Do zobaczenia – odparła, patrząc na odchodzącą parę. Te kilka chwil rozmowy wystarczyło jej, żeby mieć pewność. Robert Lightwood jest opętany. Ktokolwiek to zrobił, nie zdołał wytworzyć czaru na tyle silnego, aby utrzymać idealny wygląd jej byłego męża. Zwłaszcza jego ciemno-błękitne oczy. 
♥♥♥
   Błyszczące czarne fale, kontrastujące z białą suknią mieniły się w świetle kryształowego kandelabru. Upięte w fantazyjnego luźnego koka, spięte srebrnym grzebieniem ozdobionym perłami dopełniały kobiecego i uroczego zarazem wizerunku, wykreowanego przez koronkowe rękawy, asymetryczną spódnicę oraz wysokie szpilki. Delikatny makijaż oczu kontrastował z czerwienią szminki. 
   Isabelle Lightwood wyglądała zjawiskowo. Gdy tylko weszła na parkiet, wszystkie oczy dotychczas skupione wokół jej starszego brata zwróciły się w jej stronę. Połowa spoglądała z zachwytem, druga z zazdrością. Co chwilę ktoś prosił ją do tańca, zabawiał rozmową lub zapraszał na drinka. 
   Maska uśmiechu, którą przybrała, nie znikała jej z twarzy tak długo, aż nie była absolutnie pewna, że znajduje się poza zasięgiem wzroku Roberta. Podczas krótkiej rozmowy tuż przed rozpoczęciem balu Alec poinstruował ją, co należy zrobić, wspominając podejrzenia swoje i Maryse. Obserwowała go tak bacznie, jak tylko mogła, mimo to nie mogła dostrzec nic dziwnego.
   Gdy wygrały ostatnie takty utworu, Izzy podziękowała wysokiemu blondynowi i z grają opuściła parkiet. Stukając obcasami na marmurowej posadzce, przeszła do sali położonej obok balowej. Nie była tak zatłoczona jak tamta. Wypełniały ją kilkuosobowe grupy Nocnych Łowców, którzy omawiali wydarzenia wieczoru. Wśród nich udało jej się dostrzec schowany w cieniu filara dyskutujący duet. Zielona suknia, rude włosy, ciemny garnitur i... brązowe? Dlaczego Clary rozmawiała z Simonem? Isabelle była pewna, że nie opuści boku narzeczonego przez cały wieczór.
   Czuła na sobie wzrok byłego chłopaka, gdy zbliżała się w stronę przyjaciółki, bowiem ten zobaczywszy ją, postanowił się oddalić.
- Czyżbyś zgubiła narzeczonego? Pamiętaj, że reaguje na Jace i Ciacho, w razie gdybyś musiała go nawoływać. Ale zakładam, że pewne zaraz sam tu przybiegnie - rzuciła brunetka, uśmiechając się promiennie.
- Ja go nie zgubiłam. On zgubił się sam. A ja nie zamierzam go odnajdywać - odparła Clary głosem pełnym uporu. Jej mina przypominała naburmuszonego trzylatka.
- Czekaj... Znów się pokłóciliście? - zapytała z niedowierzaniem. Burzliwość związku jej przybranego brata zadziwiała nawet ją. A przecież była Isabelle Lightwood.
- Mój tak zwany narzeczony postanowił być buntownikiem, czy jakkolwiek to można określić – odparła, krzyżując ręce na piersi.
- Nie wierzę. O co poszło? - Izzy wiedziała już komu przyjdzie starać się o zgodę tych dwojga.
- O TO, ŻE ON JEST IDIOTĄ! - krzyknęła Clary, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Po czym bez słowa wyszła, ignorując nawołującą ją Nephilim.
   Isabelle stała przez chwilę jak wrośnięta. Była kompletnie zrezygnowana. Postanowiła jednak poszukać Jace'a. Może chociaż jemu uda się przemówić do rozsądku.
   Nie musiała zbytnio się męczyć. Zaraz po wyjściu na zewnątrz ukazała jej się burza blond włosów, a z nią reszta siedzącej przy barze sylwetki. Podeszła zdecydowanym krokiem w stronę przyrodniego brata i zatrzymała się tuż za nim.
- Ekhm. – rzuciła, by zwrócić na siebie jego uwagę.
   Jace odwrócił się beznamiętnie przez lewę ramię. W dłoni dzierżył napełnioną w połowie szklankę z płynem w jaskrawym odcieniu błękitu. Jego twarz i wzrok były pozbawione emocji, ale bił od niego pewien niezidentyfikowany smutek.
- Witaj, Isabelle. Jak się bawisz tego, jakże uroczego wieczoru? Ja, jak widzisz, wyśmienicie. Może zechciałabyś mi potowarzyszyć? – zapytał, upijając łyk drinka.
- Jace. O co chodzi? Najpierw dowiaduje się, że pokłóciłeś się z Clary, potem znajduje cię przy barze. Twoja narzeczona snuje się samotnie po balu, czasami rozmawiając z przyjaciółmi, twój parabatai jest zmuszany do znalezienia sobie żony i próbuje jakoś uciec z ramion kolejnej dziewczyny, a twój ojczym prawdopodobnie jest opętany. Dlaczego zostawiasz mnie samą z tym wszystkim? Potrzebuję cię. Gdzie jest nasz heroiczny Jace, najzdolniejszy Nocny Łowca swojego pokolenia? - mówiła patrząc się mu w oczy.
- Utonął trzy szklanki temu - powiedział krótko. - Tym razem musicie poradzić sobie bez niego - dodał wypranym z emocji głosem.
   Isabelle wróciła na salę balową wściekła. Dziecinne zachowanie Jace'a i Clary doprowadzało ją do szału. Gdy miała ochotę odreagować i zniknąć na jakiś czas, poczuła dłoń na swoim ramieniu. Odwróciła się, zamierzając odrzucić jakąkolwiek propozycję, która miała paść z ust nieznajomego.
Wtem jednak ujrzała, że ręka spoczywająca na jej ramieniu należała do Aleca, który uśmiechnąwszy się, niemym spojrzeniem zapraszał ją do tańca. Podawszy mu dłoń ozdobioną pierścieniem Lightwoodów, pomaszerowała z nim na parkiet.
- Jak się bawisz? - zapytał ją zmieszany brat.
- Zapewne równie okropnie jak ty – odparła, uśmiechając się - Spędzam samotnie wymuszony bal zaręczynowy mojego starszego brata, podczas gdy jego parabatai upija się w barze,  ponieważ narzeczona stroi fochy, ale tak jak my wszyscy nie ma pojęcia, co powinna zrobić, matka szpieguje ojca w przeświadczeniu, że jest opętany, za co Aghata próbuje zabić ją wzrokiem. Jest wprost cudownie.
   Alec w odpowiedzi tylko zamrugał, jakby na potwierdzenie jej słów.
   Tańczyli w sposób nieokreślony, kiwając się do rytmu, sporadycznie wykonując obroty lub inne akrobacje. Zawsze gdy w dzieciństwie Izzy zmuszała go by z nią zatańczył, robili to właśnie w ten sposób.
   Muzyka zdawała się idealnie odpowiadać sytuacji, nie narzucając poważnego i romantycznego walca ani namiętnego tango. Zamiast tego biała suknia wirowała w rytm Time in a bottle, a obcasy wystukiwały tony wygrywane na gitarze. Powoli ogarniał ją spokój. W ramionach brata czuła się pewna siebie, silna, bezpieczna.
  Zawsze byli nierozłączni, w dzieciństwie bawiąc się wspólnie, potem razem polując na demony. Wiedziała, że gdy tylko będzie go potrzebować, on znajdzie się przy jej boku. Teraz jednak to ona musiała pomóc jemu. 
♥♥♥
   Bal trwał nieprzerwanie od kilku godzin, mimo to nikt z gości nie mógł narzekać na nudę. Zwłaszcza, jak zaobserwowała Nita, rodzina Lightwoodów. Alec, co chwila lądował w objęciach kolejnej partnerki, a jeśli przypadkiem udało mu się zejść z parkietu, natychmiast otaczał go krąg wielbicielek. Isabelle ubrana w białą suknię prezentowała się fantastycznie, co doceniali kolejni zalotnicy. Co ciekawe równie często, co córka do tańca proszona była Maryse. Błękit jej sukni dopasowanej do oczu odznaczał się na tyle, że nawet Inkwizytor zerkał czasem na byłą żonę.
     Sama Ybarra z kolei po odtańczeniu walca z Alexandrem wirowała w tańcu jedynie z Magnusem, ale była pewna, że obserwuje ją wiele par oczu. Nie obchodziło jej to, cały wieczór próbowała wypatrzeć tego, dla którego pojawiła się na balu – Daniela. Taniec z nim byłby spełnieniem jej marzeń, ale nadal nie była w stanie zlokalizować go wśród tłumu Nocnych Łowców. Zamiast swojego księcia jednak zauważyła inne znajome twarze. Gracia i Valencia wirowały po przeciwnych stronach parkietu. Starsza z sióstr tańczyła czwarty z kolei utwór z tym samym przystojnym brunetem, który nie mógł oderwać od niej wzroku. Nita na ten widok uśmiechnęła się, nawet, jeśli nie pałała sympatią do przyrodnich sióstr, to widok roześmianej Valencii sprawił, że poczuła swoiste ciepło w sercu. Z drugiej strony była odrobinę zazdrosna. Inni bawią się w najlepsze, podczas gdy ona sączy drinka, podpierając ściany.
   Nagle, zupełnie znikąd przed jej twarzą wyrosła postać ubrana w czarny smoking. Dziewczyna na ten widok odsunęła się odruchowo, gdy jednak spojrzała na wykrzywioną w uśmiechu twarz, natychmiast przystanęła sparaliżowana.
- Daniel! – krzyknęła szczęśliwa. Natychmiast w myślach skarciła się za to. – Jak zawsze wychodzisz nieoczekiwanie z cienia. Cieszę się, że cię widzę – dodała zmieszana.
- Zawsze pojawiam się w cieniu twego blasku, milady – odparł zawadiackim tonem – Nadobna białogłowo, widok twój sprawia niemałą przyjemność mym oczom, albowiem uroda twoja w jej wspaniałości nie możliwa jest do opisania. Czy sprawisz mi, swemu uniżonemu słudze ten zaszczyt i zgodzisz się potowarzyszyć mi w tańcu?
   Nita odpowiedziała śmiechem, częściowo z powodu tego, że rozbawiła ją ta archaiczna formuła, ale w większej części po to, żeby ukryć zdenerwowanie. Serce biło jej jak oszalałe.
- Zaszczytem będzie dla mnie móc ci towarzyszyć, cny panie – odpowiedziała, podtrzymując ton.
   Łowczyni podała mężczyźnie rękę, a ten z gracją poprowadził ją na środek sali. Zadrżała, gdy położył dłoń na jej talii. Starała się unikać jego wzroku, żeby twarz nie spłonęła jej rumieńcem koloru róż i świeżej krwi. Gdy jednak orkiestra zagrała pierwsze takty, Bacha zerknęła ukradkiem na jego twarz. Brązowe oczy wpatrywały się w nią podczas kolejnych kroków i obrotów, dłoń z czułością trzymała jej własną. To wszystko było dla Nity jak sen, zbyt piękny, by był prawdziwy. Ona, jak księżniczka w pięknej sukni wysiadła z bajecznej karocy, aby zatańczyć ze swoim księciem. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Daniel, prawdziwy potomek Anioła. Jej własny anioł stróż. Każdy ruch sprawiał, że czuła się wyjątkowa, jedyna. W ramionach Nephilim znalazła swoją oazę. Świat zewnętrzny, cały bal, wszyscy ludzie tam zgromadzeni, Alec, Magnus, Robert, nawet rodzina Alvarez nie istniał. Liczyła się tylko Overtura No.3 i jego uśmiech, tak idealny, pełen troski o nią, pełen uczuć, pełen miłości.
Nawet fakt, że skończył się utwór nie mógł obudzić jej z tego pięknego snu. Nie zrozumiała, co mówił do niej Daniel, czuła jedynie jego ciepły oddech na swojej szyi i jego dłoń na swojej. Czuła się jak niesiona przez stado gołębi, gdy chłopak prowadził ją do ogrodu.
- Nito, muszę ci coś powiedzieć. Błagam cię, musisz mnie wysłuchać – powiedział poważnym tonem, patrząc w brązowe oczy.
   Nephilim, w odpowiedzi milcząc, dotknęła dłonią jego policzka. Wzrok łowcy na sekundę jedynie wyraził szok, potem zaś jednak popatrzył na nią, tak jak poprzedniego dnia nad jeziorem.
- Kocham cię, Nito Ybarro – wyszeptał, po czym złożył na jej ustach długi, romantyczny pocałunek 
♥♥♥
   Wściekły go granic możliwości, Jace po raz pierwszy cieszył się z tego, że brał udział w tym okropnym przyjęciu. Przynajmniej nie musiał szukać baru, w którym mógłby utopić swoje smutki. Siedział tam nieprzerwanie, wychylając kolejne szklanki whisky. Nie ugiął się wobec wielu próśb ze strony Isabelle, która w wolnej chwili próbowała go stamtąd odciągnąć. To samo zrobiłby również Alec, gdyby nie był oblężony tabunem dziewcząt.
   Drugie zerwanie zaręczyn w ciągu jednego tygodnia, Clary biła nowe rekordy. Nephilim nie był jednak głównie wściekły na nią, lecz na siebie i swoją bezsilność. Najzdolniejszy ze swego pokolenia i nie był nawet w stanie pomóc swojemu przyjacielowi. Gdyby tylko Robert okazał się demonem. Jace mógłby zabić go i znów stać się herosem. A życie jego parabatai nie zmierzałoby ku kompletnej klęsce.
- Niezła impreza, co? – Znajomy głos wyrwał go z rozmyślań.
- Czego chcesz, Lewis? Jeśli szukasz swojej dziewczyny, to znajdziesz ją tańczącą na parkiecie. Z każdym poza tobą – odparł szorstko.
- Och, to tak jak twoją narzeczoną. Cóż za ciekawy zbieg okoliczności – powiedział ironicznie, spoglądając na barmana – Dwa shoty.
- Jeśli przyszedłeś błagać o zaszczyt zatańczenia z moją osobą, powinieneś ustawić się w kolejce. Może będziesz miał swoją szansę, jeśli przypadkiem Anioł Razjel zstąpi na ziemie i oznajmi, że to jedyny sposób, żeby ocalić Aleca. Nie jestem w nastroju do rozmowy, gdybyś nie zdążył zauważyć – prychnął oschle.
   Simon w milczeniu podał Łowcy kieliszek. Ten w odpowiedzi uniósł lewą brew, ale przyjął prezent. Obaj wychylili je w tej samej chwili, odstawiając puste naczynia z wykrzywioną na skutek cierpkiego smaku miną.
- Czyli nie przyszedłeś błagać o taniec, tylko perfidnie upić i wykorzystać? Powodzenia, Lewis. – Ton Jace’a pozostawał chłodny, ale w głębi serca przyznał, że miło jest mieć towarzystwo, nawet, jeśli chodziło o Simona. – Jako honorowy członek rodziny Lightwoodów i jako pełnoprawny Herondale’ów, jestem odporny na działanie pięćdziesięciu rodzajów trucizn, w tym alkoholu.
- Przekonajmy się, na co cię stać, Paris Hilton. 

9 komentarzy:

  1. Z tą fantazją chodzi o wątek Simon x Jace?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lol, proszę bez spojlerów xD Tak, chociaż pierwotnie miał być jeszcze jeden, ale stwierdziłyśmy, że to za dużo.

      Usuń
    2. Będę cicho jak mysz kościelna.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Tak w ogóle Nita + Daniel to bardzooo ciekawe ;) no i moje serce krzyczy o Maleca ;)
      Pozdrawiam i weny życze ;>

      Usuń
    2. Aww dziękuję za komentarz :D I jeszcze bardziej za pochwałe Dity, to nasza perełka <3

      Usuń
  3. Super rozdział. Czekam na nekst. Życzę weny. ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Czekam na nekst. Życzę weny. ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    super, super Alec taki szczęśliwy, że spotkał Magnusa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń


Skomentuj - to nic nie kosztuje, a może nas bardzo zmotywować do działania.

Lydia Land of Grafic, arts by taratjah