Coco Deer:
Witam Wszystkich bardzo serdecznie! W zasadzie chciałabym tylko powiadomić, że pojawiła
się wattpadowa wersja "Szklanego Pantofelka:
się wattpadowa wersja "Szklanego Pantofelka:
Lelo:
Za nami już 1/3 fanfiction, nie wierzę, że ten czas minął tak szybko. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, są bardzo ekscytujące. Do zobaczenia za tydzień!
Portal przeniósł ich na Brooklyn, a
dokładniej do apartamentu Magnusa. Czarownik musiał działać jak najszybciej.
Poszedł do salonu. Przez zasłonięte szkarłatnym materiałem okna przedzierał się
strumyk jasnego światła, które emanowała jedna z ulicznych latarni. Karmazynowe
sofy w ciemności wydawały się zbyt wyblakłe, a mahoniowe meble zbyt smutne.
Magnus pstryknął palcami. Zawieszony pod sufitem żyrandol momentalnie oświetlił
pomieszczenie.
- Mamy mało czasu - powiedział
do stojącego koło niego Vlada, który oniemiały wpatrywał się w pełne
ekstrawagancji i unikatowego stylu pomieszczenie.
- Po co właściwie tu wróciłeś?
- zapytał.
Magnus spojrzał w jego
stronę.
- Jest kilka przedmiotów,
które koniecznie muszę ze sobą zabrać - wytłumaczył, mając nadzieję, że tamten
nie będzie pytał o nic więcej. Nie wiedział, dlaczego wrócili akurat tutaj.
Brooklyński apartament był jedynym miejscem, jakie wtedy przyszło mu na myśl.
Poza tym, dopóki nie napisze listu do Maryse Lightwood, nigdzie nie będą
bezpieczni. To właśnie nowojorski Instytut miał spełnić rolę ich schronu.
Podbiegł do drewnianej komody, której wypukłe zdobienia przypominały wijące się
wokół siebie łodygi róż, a następnie wyjął grubą kartkę papieru oraz długopis.
Nabazgrał na niej kilka słów, jednak jego pismo nie było tak staranne jak
zazwyczaj. Wzruszył ramionami. Nie miał czasu bawić się w niepotrzebną
elegancję. Po nałożeniu czarów ochronnych, wysłał wiadomość. Powinna w ciągu
kilku sekund dotrzeć do matki Lightwoodów, gdziekolwiek by ta nie była.
- Musimy zostać tu jakiś czas.
To dosyć ryzykowne, ale nie mamy wyjścia. Spróbuj znaleźć sobie jakieś zajęcie
- zwrócił się do wampira, a ten wyszedł z salonu, co chwila obracając głową,
aby obejrzeć wiszące na ścianach obrazy.
Kiedy ten zniknął, coś innego
momentalnie przykuło uwagę Magnusa. Koperta. Koperta, którą już kiedyś widział.
Otworzył ją. Był to list od Alexandra. Przeczytał go już przed wyjazdem do
Indii. Teraz jednak coś przykuło jego uwagę. Ukryta wiadomość. Nie zauważył jej
wcześniej. Jak mógł? Alec prosił go o spotkanie, a on nie przyszedł. Nieświadomie
go wystawił. Powinien mu wszystko wytłumaczyć, tylko jak?
- Bane... - Do salonu wszedł
wystraszony Vlad. - Ktoś do ciebie.
W progu stała Clary Fray.
Ubrana była w czarne spodnie i kurtkę tego samego koloru. Jej, związane w
nieuporządkowanego koka włosy, wyglądały, jakby ta dopiero wstała z łóżka.
- Magnus. - Uśmiechnęła się,
jednak na widok wyglądającego jak zjawa czarownika pobladła. - Co się stało?
- zapytała przerażona.
Vlad, wyczuwając niezręczną
ciszę między starymi przyjaciółmi, ponownie opuścił pomieszczenie. Bane
wpatrywał się w Nocną Łowczynię otępiale.
- Miałem po prostu ciężki
dzień - powiedział.
- Ale jak to? Co się
wydarzyło? - dociekała dziewczyna, klękając przy nim.
- Złamałem Przymierze, Cary,
nie powinno cię tu być. Szukają mnie. Do tego coś niepokojącego wydarzyło się u
Alexandra. Nie chce mnie widzieć... - Ostatnie słowa wyszeptał. Nie miał siły
wypowiedzieć ich głośniej.
- Właśnie dlatego przychodzę -
powiedziała. - Posłuchaj... Jutro odbywa się organizowany przez Roberta bal.
Zaproszone są wszystkie idryskie dziewczyny...
Przerwał jej trzask. Ktoś
próbował dostać się do jego mieszkania. Vlad przebiegł ku nim. Magnus uniósł
ręce i otworzył bramę.
- Uciekaj, Clary. Nie mogą
wiedzieć, że z nami rozmawiałaś – nakazał.
Kolejny uderzenie o drzwi.
Dziewczyna wydała z siebie zduszony okrzyk.
- A co z wami? - zapytała. Jej
głos drżał.
- Jeśli nam się uda, też
uciekniemy. Już!
Popatrzyła się na niego
uważnie, a następnie zrobiła tak, jak kazał. Wskoczyła w portal. Drzwi o
mieszkania otworzyły się z hukiem. Magnus otworzył kolejną bramę. Nie było
czasu. Popchnął w nią Vlada, a sam zaraz potem wskoczył w przestrzeń. Ostatnim
widokiem, jakie uchwyciły jego oczy, byli stojący w progu Nephilim z
serafickimi mieczami skrytymi w dłoniach.
♥♥♥
W willi Inkwizytora trwał
istny rozgardiasz. Pracujący tutaj Nephilim oraz obdarzeni Wzrokiem Przyziemni
krzątali się, wykonując swoje obowiązki. Z wielkiego salonu znikały wszystkie
meble. Przygotowania do balu ciągnęły się w nieskończoność, a pomieszczenie to
w ciągu równych dwudziestu czterech godzin przemienić się miało w salę balową.
Sąsiednie pokoje także posiadały określone funkcje; od baru, przez łazienki, po
sale do spokojnych rozmów, gdzie nie słyszący muzyki Nocni Łowcy mogli zająć
się dyplomacją oraz tak bliską Nephilim polityką. Sala do tańca w swoim rogu
posiadła podwyższenie dla orkiestry, a wielkie okna ozdabiały śliwkowe zasłony,
upięte tak, aby można było spoglądać w pochmurne niebo. Na jej ścianach jednak
dalej pozostały obrazy zasłużonych Nocnych Łowców, których oczy łypały
zwycięsko na wszystkich dookoła.
Alec jednak nie brał udziału w
tej szopce. Siedział w gabinecie ojca, wpatrując się w jeden punkt na ścianie,
nie chcąc okazać słabości. Musiał grać potulnego jego rozkazom. Tylko tak mógł
uratować Magnusa.
- Synu... - odezwał się
Robert. - Jutro wielki dzień dla nas obojga, dlatego mam nadzieję, że będziesz
się zachowywał, jak przystało na Nephilim i syna Inkwizytora.
Alexander spojrzał na ojca ze
spokojem wymalowanym na twarzy.
- Zrobię, co w mojej mocy, tato
- powiedział.
- Mam na oku pewną pannę,
którą mógłbyś poślubić. - Uśmiechnął się zwycięsko. - Wasze dzieci będą mogły
być prawowitymi spadkobiercami honorowego i od wieków sławionego rodu
Lightwoodów - rzekł.
Młody Nocny Łowca zmarszczył
czoło. Dlaczego Robertowi tak na tym zależało? Co się stało z jego ojcem?
- Kim ona jest? - zapytał. To
chłopaka pozostawał jednak stoicki.
Nephilim zaśmiał się niczym
sadysta uczestniczący w rzezi.
- Dowiesz się w swoim czasie.
Na razie chciałbym, abyś przymierzył garnitur. Służba przyniesie ci go to
pokoju, z którego masz nie wychodzić, dopóki cię nie wezwę. Tymczasem żegnam. -
Spuścił wzrok na leżące przed nim papiery, po czym zaczął pisać po nich czarnym
długopisem.
Alec, posłuszny jego rozkazom,
wyszedł. Czuł się jak marionetka w rękach ojca, a podtrzymujące ją druty
plątały się coraz bardziej.
♥♥♥
- Chloe, powiedz mi. Ile się
już znamy? - zapytała Maryse Lightwood. Siedziała właśnie na kanapie w domu
jednej z przyjaciółek. Chloe Fabrice należała do Clave i to ona była jedną z
niewielu jej informatorek.
- Dwanaście lat - powiedziała.
- Maryse... Są rzeczy, o których nie mogę ci mówić. Tak działa polityka. Gdybym
rozpowiadała wszystkim, o tym, co się dzieje na zebraniach, Nephilim wymarliby już
dawno temu. Zrozum, nie mogę - westchnęła.
Miała długie, kasztanowe,
kręcone włosy, które w niektórych miejscach pokryte były siwizną oraz piegi
ozdabiające zaróżowioną cerę. Jej orli nos wydawał się być nie pasujący do elfickiej
urody.
- To sprawa życia i śmierci -
nalegała kobieta. - Nie wiem, o co chodzi, ale z Robertem coś się dzieje. Coś
złego. Muszę wiedzieć, o czym mówiliście na ostatnim zebraniu.
- Maryse... - zaczęła Chloe,
jednak jej spojrzenie napotkało błagalny wzrok kobiety. - Dobrze... Nie
chciałam ci mówić, bo to w dużej mierze dotyczy twojego syna i tego Bane.
Kochanek Alexandra złamał Przymierze.
Maryse spojrzała na nią
badawczo.
- Jakim sposobem?
- Słyszałaś o tej sprawie w
Indiach? O śmierci Paislay'a? - zapytała Chloe.
Czarnowłosa Nephilim pokiwała
głową.
- Magnus Bane go uwolnił. To
niedorzeczne, Maryse. Myśleliśmy, że to jednak z naszych najbardziej lojalnych
sojuszników, ale tak nie było. Nie zrozum mnie źle. Jesteś moją przyjaciółką,
ale ja nie toleruje relacji między Nephilim, a Podziemnymi, a co dopiero, kiedy
są one męsko-męskie - kontynuowała. - Tak więc, popieram twojego męża. Robert
ma rację, a Bane jest jak obrażony trzylatek, który nie dostał tego, czego
chciał. Tak to wygląda z perspektywy Clave. Za swoje czyny musi ponieść
karę.
Maryse dalej wpatrywała się w
przyjaciółkę, jednak był to wzrok pełen złości i powątpienia, a także coś na
rodzaj konsternacji. Była pewna, że Magnus nie zrobiłby czegoś takiego. Zbyt
znała przyjaciół swojego syna. Jeżeli robili coś niezgodnego z prawem, to tylko
z dobrą myślą. Robert natomiast miał charyzmę. Mógł omotać całe Clave. Nie było
dobrze.
- Jesteście pewni, że wampir
był winny? - zapytała.
- Tak. Agatha Paislay widziała
wszystko na właśnie oczy - wyjaśniła.
Maryse prychnęła.
- Kochanka mojego męża? - Jej
ton dalej pozostawał spokojny. Nie dała się wyprowadzić z równowagi, jednak jej
straty była blisko.
- To szanowna Nocna Łowczyni.
Nie ma znaczenia, z kim sypia. Jej zeznania są prawdziwe - rzekła kobieta. -
Poza tym, sama wiesz, że podczas przesłuchań trzeba dotykać Miecza Anioła.
Nie mogła skłamać.
Maryse jednak tak nie uważała.
Zawsze znajdzie się sposób. Nie ma rzeczy niemożliwych. Nie wierzyła, aby
Magnus Bane miał coś z tym wspólnego.
Nagle w jej dłoniach pojawiła
się wiadomość.
- Żegnam cię, Chloe -
powiedziała, po czym wyszła z mieszkania przyjaciółki.
Stojąc za progiem, otworzyła
kopertę.
- Magnus Bane -
wyszeptała.
"Maryse, potrzebuję pomocy.
Musisz mi udzielić schronienia w Instytucie. Nie wierz w to, co mówią. Clave
coś knuje. Opowiem Ci wszystko, kiedy tylko się spotkamy. Magnus
Bane."
Odetchnęła z ulgą. Czarownik
był bezpieczny. Nie mógłby spojrzeć w oczy synowi, gdyby pozwoliła, aby temu
coś się stało. Wyciągnęła niewielki kawałek papieru z portfela i napisała
wiadomość zwrotną, w której nakazała Magnusowi pojawić się jak najszybciej w
Instytucie. Wyjęła stele i zaszyfrowała kopertę, po czym wysłała
czarownikowi.
♥♥♥
- Jonathan Herondale! - Krzyk
roznosił się po pokoju, zagłuszając muzykę
wydobywającą się spod klawiszy fortepianu. Sam odbiorca komunikatu jednak
skrupulatnie go ignorował. - Co ma znaczyć, że nie zamierzasz iść na bal Inkwizytora?
To ważny wieczór dla twojego parabatai!
- Clary, nie sądzisz, że
najlepszym wyjściem w moim przypadku jest bojkot całej sprawy? O ile nie
zmieniłaś zdania co do porwania Aleca w strojach ninja – odparł, odwracając
wzrok w stronę narzeczonej.
- On cię potrzebuje. Wiesz, że
to dla niego trudne chwile, mówiąc delikatnie. Mógłbyś okazać mu wsparcie,
pojawiając się tam i wspierając go fizycznie, zamiast zostawiać na pastwę
szalonego ojca i dziesiątek dziewcząt, próbujących go usidlić. - Mina Clarissy
nie pozostawiała nadziei na polemikę. Pełna stanowczości i czystej
agresji.
- Dziesiątki dziewcząt, które
próbują nakłonić mnie do małżeństwa? Brzmi bardziej, jak marzenie niż trudne
chwile. No, może akurat nie w jego przypadku. Po prostu, to wszystko jest takie
oderwane od rzeczywistości. Tak, wiem, że mówi to koleś, który trudni się
zabijaniem demonów, a byli partnerzy jego rodzeństwa to czarownik, fearie i
wampir, który został Nephilim. Wśród tylu wszystkich rzeczy, które przeszliśmy,
to jest rzecz, z którą nie dajemy sobie rady? Ja nie daję sobie rady? Jestem
najzdolniejszym Łowcą swojego pokolenia i nie wiem, jak mam pomóc przyjacielowi,
gdy ma zostać zmuszony do małżeństwa? Spójrz na Aleca i Magnusa. Ile razem
przeszli? To wszystko ma się rozpaść z powodu kaprysu Roberta? Pójdę na ten
durny bal, jeśli chcesz. Ale przytłacza mnie moja bezsilność.
♥♥♥
W willi Inkwizytora panował
gwar. Przygotowania trwały prawie tydzień, lecz dopiero dzisiaj przybrały tak
zawrotne tempo. Cała posiadłość w ciągu kilku godzin została wysprzątana i
przyozdobiona, tak żeby goście mogli zwiedzić ją całą, nie musząc ograniczać
przyjęcia wyłącznie do tańca w sali balowej. Korytarze wypełniały kwiatowe
girlandy i stoły zastawione rozmaitymi potrawami, mimo że oficjalna kolacja
miała odbyć się w ogrodzie. Willa miała zachwycać i olśniewać, wzbudzać
zazdrość i pożądanie.
Całe to złudzenie perfekcji,
ta farsa zwana balem, jak ktokolwiek może w to wierzyć? -zastanawiała się Izabelle,
rozczesując swoje długie, czarne włosy. Miał się rozpocząć w przeciągu godziny.
Im krótszy stawał się czas dzielący ją od wieczornej katastrofy, tym bardziej
się niepokoiła. W skrytości ducha do końca nie wierzyła w to, że Robert
zamierza zmusić jej brata do małżeństwa. Teraz wyrzucała sobie, że zbyt za jęła
się swoim złamanym sercem, żeby wspierać Aleca. Kompletnie bez sensu.
Obejrzała swoje odbicie w
lustrze. Była niezwykle podobna do matki, ale jej oczy miały ten sam kolor, co
oczy jej ojca. Znała go. Wiedziała, że nie był idealny. Że zdradził Maryse. Że
nie mógł się pogodzić z tym, jaki jest Alec. Nigdy jednak nie zrobiłby czegoś
takiego. Robert Lightwood, jakiego znała, nie był tą osobą, która teraz z
uśmiechem sadysty wyczekiwała przyjazdu kandydatek na osobę, która zniszczy
życie jego syna. Jej ojciec, jej tata, ten sam , który uczył ich, jak być
Nocnym Łowcą, teraz bezkarne łamał wszelkie wpajane rodzeństwu Lightwoodów
zasady. Postanowiła, że musi zrobić wszystko, żeby chronić swojego brata. Musi
odnaleźć Magnusa Bane'a.
♥♥♥
Cisza. Całkowity brak dźwięku
był miłą alternatywą w stosunku do ostatnich trzech godzin, wypełnionych
krzykami i wszechogarniającym chaosem. Skradziona biżuteria, zaginione dodatki,
zajęta łazienka, to problemy, których rozwiązanie znaleźć musiał nie, kto inny
a Nita Ybarra. Gdy wszystko zostało perfekcyjne przygotowane do wyjścia na bal,
czy raczej, gdy rodzina Alvarez została na ów bal przygotowana, wszystkie
dźwięki ucichły wraz ze znikającą za zakrętem mlecznobiałą karocą.
Nie do niej miał należeć ten
wieczór. Nie ona miała zatańczyć walca z wymarzonym księciem, czy też niedawno
poznanym Łowcą. I nie miała tu bynajmniej na myśli Alexandra, główną atrakcję i
ofiarę wieczoru, tylko Daniela. Irytującego, nachalnego i potwornie uroczego.
Zamiast jednak romantycznego wieczoru czekał ją pracowity. Macocha zostawiła
całą listę rzeczy, którymi w ten wieczór miała zająć się dziewczyna.
Zrezygnowana, ale nie
zrozpaczona przywdziała strój roboczy i z brakiem entuzjazmu wyszła do ogrodu,
gdzie czekała ją pierwsza z prac. Nim jednak zdążyła sięgnąć po cokolwiek, oślepił
ją blask setek błękitnych iskier.
Dziewczyna stała w milczeniu,
wpatrując się w to nietypowe zjawisko, z którego w mgnieniu oka wyłonił się
humanoidalny kształt.
- Dobry wieczór? – powiedziała
zmieszana. W jej myślach jednak brzmiało to bardziej jak „Co, do cholery?”.
- Witaj, Nito – nieznajomy
odpowiedział jej radośnie.
- Kim jesteś? Co tu robisz?
Skąd znasz moje imię? – Zareagowała jak typowa Nocna Łowczyni, odruchowo
napinając mięśnie, aby móc natychmiastowo odpowiedzieć na atak.
- Spokojnie, tygrysico. Jestem
Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brookylu. Jeżeli jednak moje imię i tytuł
pozostają dla ciebie tajemnicą, to byłem bliskim przyjacielem twojej matki –
odparł, nadal utrzymując wesoły ton.
- Znał pan Sonję? – zapytała
nieufnie.
- Była mi bardzo droga. Ale
nie przybyłem tu wspominać stare znajomości. Twoja matka prosiła mnie o
przysługę, więc oto jestem! Magnus Bane, twoja… powiedzmy, wróżka chrzestna.
Wybacz, że na piąte urodziny nie dostałaś pieska, albo, że utkwiłaś, jako
służąca swojej macochy, za co miałabyś prawo mieć wyrzuty, ale jest to dla mnie
zupełna nowość. Tydzień temu dowiedziałem się o tobie, moja córko chrzestna,
więc przybywam, aby naprawić moje zaniedbanie i spełnić twoje marzenie! O ile
marzysz o pójściu na bal, na co liczę, bo jeśli nie, to będę skłonny
improwizować.
- Cóż… cieszę się? W zasadzie
tak, chciałam iść na bal. Za macochę potrzeba więcej niż jedno życzenie, a co
do pieska się nie gniewam –odparła skołowana. – Jeśli mogę być szczera, to
kompletnie nie rozumiem tego, co się tutaj dzieje, ale powiedzmy, że panu
zaufam.
- Nie ma potrzeby być tak
oficjalnymi, mów mi Magnus. Zatem bierzmy się do dzieła. – Czarownik uśmiechnął
się tajemniczo, po czym wykonał rękoma serię skomplikowanych gestów. Z jego
palców strzelały te same błękitne iskry. Nitę ogarnął dziwny stan, podobny do
nieważkości, a na chwilę przed jej oczami pojawiła się nieskończona biel, która
po sekundzie ustąpiła.
Dziewczyna po wszystkich
akrobacjach wróciła na poprzednie miejsce. Podziemny stał z założonymi rękoma i
szerokim uśmiechem. Dopiero teraz Nita przyjrzała mu się dokładnie. Jego strój
mówił, że on także wybiera się na bal. Klasyczne czarne spodnie perfekcyjnie
pasowały do czerwonej marynarki. Włosy, choć z pozoru rozwichrzone, były
idealnie ułożone w artystycznym nieładzie. Na jego palcach znajdowały się
liczne pierścienie, niektóre z drogocennymi kamieniami. W lewym uchu z kolei
miał trzy kolczyki, nadające mu drapieżności. Jednak uwaga Nity skupiła się
na jego kocich oczach, nie były wyłącznie hipnotyzujące i piękne, na swój
sposób, ale znajdowały się tak jakby niżej? Łowczyni przysięgłaby, że jeszcze
chwilę temu czarownik był parę centymetrów wyższy.
- Wyglądasz nieziemsko.
Ciekawe, czyja to zasługa? – Mrugnął do niej porozumiewawczo, wytrącając ją z
zadumy.
Wtedy też dziewczyna spojrzała
w dół. Ubrana była w długą do ziemi, lawendową suknię, której kolor bardziej
zbliżony był do bieli niż fioletu, pozbawioną ramion, za to z mnóstwem falban.
Na jej nadgarstku spoczywała srebrna bransoleta, a ja szyi perłowy naszyjnik.
Największym zaskoczeniem okazały się jednak buty: szklane pantofelki na
delikatnym obcasie.
Gdy podniosła wzrok, żeby rzucić się Wróżce Chrzestnej z
podziękowaniami na szyję, ujrzała wspaniałą karocę, ze złotymi zdobieniami w
stylu rokokowym, zaprzęgniętą w dwa siwe konie. Magnus stał, zapraszającym
gestem wskazując na drzwi powozu.- Ja… - zaczęła Nita, podchodząc w jego kierunku. – Nie wiem, co powiedzieć. To wszystko jest niesamowite. Dziękuję.
Czarownik w odpowiedzi uśmiechnął się, po czym podał jej rękę, pomagając wsiąść do powozu. Następnie sam zajął miejsce naprzeciwko.
- Nie zapomniałeś przypadkiem o woźnicy? – zapytała zmieszana. Nie chciała być niegrzeczna.
- Nie jest potrzebny. Zastąpi go magia – odparł krótko. Jego dotychczasową wesołość zastąpiło skupienie. – Ruszajmy. Czeka nas noc pełna wrażeń.
Super rozdział. Robert nie lubię go. Biedny Alec, przecież Robert nie może go zmusić do ślubu. Czekam na nekst. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńA to przykre, że tak się wszyscy odwracają i że nie wierzą Magnusowi, że ten biedny wampir niczego nie zrobił. Przynajmniej Maryse jest na tyle rozsądna, żeby pomóc, choć swoją wie co się wokół dzieje.
OdpowiedzUsuńAch, Jace i te jego zuchwałe i narcystyczne powiedzonka, ach, głowa boli :( Ale dobrze, że chce iść na bal, by wspierać Aleca.
I tak... Magnus jest ścigany, tak? Szuka go Clave i omal tego nie zrobiła, gdy wpadli do mieszkania Czaronwnika, prawda? Więc od tak przychodzi jako "dobra wróżka" do Nity i zabiera dziewczynę na bal? Hymm... może się tylko czepiam, ale to trochę dziwne, zważywszy, że niedaleko domu Nity roi się od Nocnych Łowców... a przecież jest poszukiwany.
Ok, może zbyt mocno wyolbrzymiam i następne rozdziały mi coś przyliżą :)
Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny :*
Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że ta kwestia z Magnusem będzie wytłumaczona w kolejnych rozdziałach :) Bardzo dziękujemy za komentarz!
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńprzykre, że nikt nie wierzy Magnusowi, że ten wampir nie zabił, biedny Alec ale mam nadzieję że jednak wszystko będzie dobrze, Magnus wróżką chrzestą, bosko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia