sobota, 14 maja 2016

Malec - Szklany Pantofelek: Rozdział 5


Coco Deer:
Witam Wszystkich bardzo serdecznie! W zasadzie chciałabym tylko powiadomić, że pojawiła
 się wattpadowa wersja "Szklanego Pantofelka:
Lelo:
 Za nami już 1/3 fanfiction, nie wierzę, że ten czas minął tak szybko. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, są bardzo ekscytujące. Do zobaczenia za tydzień!
 

   Portal przeniósł ich na Brooklyn, a dokładniej do apartamentu Magnusa. Czarownik musiał działać jak najszybciej. Poszedł do salonu. Przez zasłonięte szkarłatnym materiałem okna przedzierał się strumyk jasnego światła, które emanowała jedna z ulicznych latarni. Karmazynowe sofy w ciemności wydawały się zbyt wyblakłe, a mahoniowe meble zbyt smutne. Magnus pstryknął palcami. Zawieszony pod sufitem żyrandol momentalnie oświetlił pomieszczenie. 
- Mamy mało czasu - powiedział do stojącego koło niego Vlada, który oniemiały wpatrywał się w pełne ekstrawagancji i unikatowego stylu pomieszczenie. 
- Po co właściwie tu wróciłeś? - zapytał.
   Magnus spojrzał w jego stronę. 
- Jest kilka przedmiotów, które koniecznie muszę ze sobą zabrać - wytłumaczył, mając nadzieję, że tamten nie będzie pytał o nic więcej. Nie wiedział, dlaczego wrócili akurat tutaj. Brooklyński apartament był jedynym miejscem, jakie wtedy przyszło mu na myśl. Poza tym, dopóki nie napisze listu do Maryse Lightwood, nigdzie nie będą bezpieczni. To właśnie nowojorski Instytut miał spełnić rolę ich schronu. Podbiegł do drewnianej komody, której wypukłe zdobienia przypominały wijące się wokół siebie łodygi róż, a następnie wyjął grubą kartkę papieru oraz długopis. Nabazgrał na niej kilka słów, jednak jego pismo nie było tak staranne jak zazwyczaj. Wzruszył ramionami. Nie miał czasu bawić się w niepotrzebną elegancję. Po nałożeniu czarów ochronnych, wysłał wiadomość. Powinna w ciągu kilku sekund dotrzeć do matki Lightwoodów, gdziekolwiek by ta nie była. 
- Musimy zostać tu jakiś czas. To dosyć ryzykowne, ale nie mamy wyjścia. Spróbuj znaleźć sobie jakieś zajęcie - zwrócił się do wampira, a ten wyszedł z salonu, co chwila obracając głową, aby obejrzeć wiszące na ścianach obrazy. 
    Kiedy ten zniknął, coś innego momentalnie przykuło uwagę Magnusa. Koperta. Koperta, którą już kiedyś widział. Otworzył ją. Był to list od Alexandra. Przeczytał go już przed wyjazdem do Indii. Teraz jednak coś przykuło jego uwagę. Ukryta wiadomość. Nie zauważył jej wcześniej. Jak mógł? Alec prosił go o spotkanie, a on nie przyszedł. Nieświadomie go wystawił. Powinien mu wszystko wytłumaczyć, tylko jak? 
- Bane... - Do salonu wszedł wystraszony Vlad. - Ktoś do ciebie.  
    W progu stała Clary Fray. Ubrana była w czarne spodnie i kurtkę tego samego koloru. Jej, związane w nieuporządkowanego koka włosy, wyglądały, jakby ta dopiero wstała z łóżka.
- Magnus. - Uśmiechnęła się, jednak na widok wyglądającego jak zjawa czarownika pobladła. - Co się stało?  - zapytała przerażona. 
    Vlad, wyczuwając niezręczną ciszę między starymi przyjaciółmi, ponownie opuścił pomieszczenie. Bane wpatrywał się w Nocną Łowczynię otępiale. 
- Miałem po prostu ciężki dzień - powiedział. 
- Ale jak to?  Co się wydarzyło? - dociekała dziewczyna, klękając przy nim. 
- Złamałem Przymierze, Cary, nie powinno cię tu być. Szukają mnie. Do tego coś niepokojącego wydarzyło się u Alexandra. Nie chce mnie widzieć... - Ostatnie słowa wyszeptał. Nie miał siły wypowiedzieć ich głośniej. 
- Właśnie dlatego przychodzę - powiedziała. - Posłuchaj... Jutro odbywa się organizowany przez Roberta bal. Zaproszone są wszystkie idryskie dziewczyny...
    Przerwał jej trzask. Ktoś próbował dostać się do jego mieszkania. Vlad przebiegł ku nim. Magnus uniósł ręce i otworzył bramę. 
- Uciekaj, Clary. Nie mogą wiedzieć, że z nami rozmawiałaś – nakazał.
    Kolejny uderzenie o drzwi. Dziewczyna wydała z siebie zduszony okrzyk. 
- A co z wami? - zapytała. Jej głos drżał. 
- Jeśli nam się uda, też uciekniemy. Już!
    Popatrzyła się na niego uważnie, a następnie zrobiła tak, jak kazał. Wskoczyła w portal. Drzwi o mieszkania otworzyły się z hukiem. Magnus otworzył kolejną bramę. Nie było czasu. Popchnął w nią Vlada, a sam zaraz potem wskoczył w przestrzeń. Ostatnim widokiem, jakie uchwyciły jego oczy, byli stojący w progu Nephilim z serafickimi mieczami skrytymi w dłoniach.
♥♥♥
   W willi Inkwizytora trwał istny rozgardiasz. Pracujący tutaj Nephilim oraz obdarzeni Wzrokiem Przyziemni krzątali się, wykonując swoje obowiązki. Z wielkiego salonu znikały wszystkie meble. Przygotowania do balu ciągnęły się w nieskończoność, a pomieszczenie to w ciągu równych dwudziestu czterech godzin przemienić się miało w salę balową. Sąsiednie pokoje także posiadały określone funkcje; od baru, przez łazienki, po sale do spokojnych rozmów, gdzie nie słyszący muzyki Nocni Łowcy mogli zająć się dyplomacją oraz tak bliską Nephilim polityką. Sala do tańca w swoim rogu posiadła podwyższenie dla orkiestry, a wielkie okna ozdabiały śliwkowe zasłony, upięte tak, aby można było spoglądać w pochmurne niebo. Na jej ścianach jednak dalej pozostały obrazy zasłużonych Nocnych Łowców, których oczy łypały zwycięsko na wszystkich dookoła.
   Alec jednak nie brał udziału w tej szopce. Siedział w gabinecie ojca, wpatrując się w jeden punkt na ścianie, nie chcąc okazać słabości. Musiał grać potulnego jego rozkazom. Tylko tak mógł uratować Magnusa. 
- Synu... - odezwał się Robert. - Jutro wielki dzień dla nas obojga, dlatego mam nadzieję, że będziesz się zachowywał, jak przystało na Nephilim i syna Inkwizytora.  
   Alexander spojrzał na ojca ze spokojem wymalowanym na twarzy. 
- Zrobię, co w mojej mocy, tato - powiedział. 
- Mam na oku pewną pannę, którą mógłbyś poślubić. - Uśmiechnął się zwycięsko. - Wasze dzieci będą mogły być prawowitymi spadkobiercami honorowego i od wieków sławionego rodu Lightwoodów - rzekł. 
    Młody Nocny Łowca zmarszczył czoło. Dlaczego Robertowi tak na tym zależało? Co się stało z jego ojcem?  
- Kim ona jest? - zapytał. To chłopaka pozostawał jednak stoicki. 
    Nephilim zaśmiał się niczym sadysta uczestniczący w rzezi. 
- Dowiesz się w swoim czasie. Na razie chciałbym, abyś przymierzył garnitur. Służba przyniesie ci go to pokoju, z którego masz nie wychodzić, dopóki cię nie wezwę. Tymczasem żegnam. - Spuścił wzrok na leżące przed nim papiery, po czym zaczął pisać po nich czarnym długopisem. 
    Alec, posłuszny jego rozkazom, wyszedł. Czuł się jak marionetka w rękach ojca, a podtrzymujące ją druty plątały się coraz bardziej. 
♥♥♥
   - Chloe, powiedz mi. Ile się już znamy? - zapytała Maryse Lightwood. Siedziała właśnie na kanapie w domu jednej z przyjaciółek. Chloe Fabrice należała do Clave i to ona była jedną z niewielu jej informatorek. 
- Dwanaście lat - powiedziała. - Maryse... Są rzeczy, o których nie mogę ci mówić. Tak działa polityka. Gdybym rozpowiadała wszystkim, o tym, co się dzieje na zebraniach, Nephilim wymarliby już dawno temu. Zrozum, nie mogę - westchnęła.
   Miała długie, kasztanowe, kręcone włosy, które w niektórych miejscach pokryte były siwizną oraz piegi ozdabiające zaróżowioną cerę. Jej orli nos wydawał się być nie pasujący do elfickiej urody.
- To sprawa życia i śmierci - nalegała kobieta. - Nie wiem, o co chodzi, ale z Robertem coś się dzieje. Coś złego. Muszę wiedzieć, o czym mówiliście na ostatnim zebraniu. 
- Maryse... - zaczęła Chloe, jednak jej spojrzenie napotkało błagalny wzrok kobiety. - Dobrze... Nie chciałam ci mówić, bo to w dużej mierze dotyczy twojego syna i tego Bane. Kochanek Alexandra złamał Przymierze. 
    Maryse spojrzała na nią badawczo. 
- Jakim sposobem? 
- Słyszałaś o tej sprawie w Indiach? O śmierci Paislay'a? - zapytała Chloe. 
   Czarnowłosa Nephilim pokiwała głową. 
- Magnus Bane go uwolnił. To niedorzeczne, Maryse. Myśleliśmy, że to jednak z naszych najbardziej lojalnych sojuszników, ale tak nie było. Nie zrozum mnie źle. Jesteś moją przyjaciółką, ale ja nie toleruje relacji między Nephilim, a Podziemnymi, a co dopiero, kiedy są one męsko-męskie - kontynuowała. - Tak więc, popieram twojego męża. Robert ma rację, a Bane jest jak obrażony trzylatek, który nie dostał tego, czego chciał. Tak to wygląda z perspektywy Clave. Za swoje czyny musi ponieść karę. 
    Maryse dalej wpatrywała się w przyjaciółkę, jednak był to wzrok pełen złości i powątpienia, a także coś na rodzaj konsternacji. Była pewna, że Magnus nie zrobiłby czegoś takiego. Zbyt znała przyjaciół swojego syna. Jeżeli robili coś niezgodnego z prawem, to tylko z dobrą myślą. Robert natomiast miał charyzmę. Mógł omotać całe Clave. Nie było dobrze.
- Jesteście pewni, że wampir był winny? - zapytała.
- Tak. Agatha Paislay widziała wszystko na właśnie oczy - wyjaśniła. 
    Maryse prychnęła. 
- Kochanka mojego męża? - Jej ton dalej pozostawał spokojny. Nie dała się wyprowadzić z równowagi, jednak jej straty była blisko. 
- To szanowna Nocna Łowczyni. Nie ma znaczenia, z kim sypia. Jej zeznania są prawdziwe - rzekła kobieta. - Poza tym, sama wiesz, że podczas przesłuchań trzeba dotykać Miecza Anioła. Nie mogła skłamać. 
    Maryse jednak tak nie uważała. Zawsze znajdzie się sposób. Nie ma rzeczy niemożliwych. Nie wierzyła, aby Magnus Bane miał coś z tym wspólnego. 
    Nagle w jej dłoniach pojawiła się wiadomość. 
- Żegnam cię, Chloe - powiedziała, po czym wyszła z mieszkania przyjaciółki. 
    Stojąc za progiem, otworzyła kopertę. 
- Magnus Bane - wyszeptała. 
"Maryse, potrzebuję pomocy. Musisz mi udzielić schronienia w Instytucie. Nie wierz w to, co mówią. Clave coś knuje. Opowiem Ci wszystko, kiedy tylko się spotkamy. Magnus Bane." 
   Odetchnęła z ulgą. Czarownik był bezpieczny. Nie mógłby spojrzeć w oczy synowi, gdyby pozwoliła, aby temu coś się stało. Wyciągnęła niewielki kawałek papieru z portfela i napisała wiadomość zwrotną, w której nakazała Magnusowi pojawić się jak najszybciej w Instytucie. Wyjęła stele i zaszyfrowała kopertę, po czym wysłała czarownikowi. 
♥♥♥
   - Jonathan Herondale! - Krzyk roznosił się po pokoju,  zagłuszając muzykę wydobywającą się spod klawiszy fortepianu. Sam odbiorca komunikatu jednak skrupulatnie go ignorował. - Co ma znaczyć, że nie zamierzasz iść na bal Inkwizytora? To ważny wieczór dla twojego parabatai! 
- Clary, nie sądzisz, że najlepszym wyjściem w moim przypadku jest bojkot całej sprawy? O ile nie zmieniłaś zdania co do porwania Aleca w strojach ninja – odparł, odwracając wzrok w stronę narzeczonej. 
- On cię potrzebuje. Wiesz, że to dla niego trudne chwile, mówiąc delikatnie. Mógłbyś okazać mu wsparcie, pojawiając się tam i wspierając go fizycznie, zamiast zostawiać na pastwę szalonego ojca i dziesiątek dziewcząt, próbujących go usidlić. - Mina Clarissy nie pozostawiała nadziei na polemikę. Pełna stanowczości i czystej agresji.
- Dziesiątki dziewcząt, które próbują nakłonić mnie do małżeństwa? Brzmi bardziej, jak marzenie niż trudne chwile. No, może akurat nie w jego przypadku. Po prostu, to wszystko jest takie oderwane od rzeczywistości. Tak, wiem, że mówi to koleś, który trudni się zabijaniem demonów, a byli partnerzy jego rodzeństwa to czarownik, fearie i wampir, który został Nephilim. Wśród tylu wszystkich rzeczy, które przeszliśmy, to jest rzecz, z którą nie dajemy sobie rady? Ja nie daję sobie rady? Jestem najzdolniejszym Łowcą swojego pokolenia i nie wiem, jak mam pomóc przyjacielowi, gdy ma zostać zmuszony do małżeństwa? Spójrz na Aleca i Magnusa. Ile razem przeszli? To wszystko ma się rozpaść z powodu kaprysu Roberta? Pójdę na ten durny bal, jeśli chcesz. Ale przytłacza mnie moja bezsilność. 
♥♥♥
   W willi Inkwizytora panował gwar. Przygotowania trwały prawie tydzień, lecz dopiero dzisiaj przybrały tak zawrotne tempo. Cała posiadłość w ciągu kilku godzin została wysprzątana i przyozdobiona, tak żeby goście mogli zwiedzić ją całą, nie musząc ograniczać przyjęcia wyłącznie do tańca w sali balowej. Korytarze wypełniały kwiatowe girlandy i stoły zastawione rozmaitymi potrawami, mimo że oficjalna kolacja miała odbyć się w ogrodzie. Willa miała zachwycać i olśniewać, wzbudzać zazdrość i pożądanie.
    Całe to złudzenie perfekcji, ta farsa zwana balem, jak ktokolwiek może w to wierzyć? -zastanawiała się Izabelle, rozczesując swoje długie, czarne włosy. Miał się rozpocząć w przeciągu godziny. Im krótszy stawał się czas dzielący ją od wieczornej katastrofy, tym bardziej się niepokoiła. W skrytości ducha do końca nie wierzyła w to, że Robert zamierza zmusić jej brata do małżeństwa. Teraz wyrzucała sobie, że zbyt za jęła się swoim złamanym sercem, żeby wspierać Aleca. Kompletnie bez sensu. 
    Obejrzała swoje odbicie w lustrze. Była niezwykle podobna do matki, ale jej oczy miały ten sam kolor, co oczy jej ojca. Znała go. Wiedziała, że nie był idealny. Że zdradził Maryse. Że nie mógł się pogodzić z tym, jaki jest Alec. Nigdy jednak nie zrobiłby czegoś takiego. Robert Lightwood, jakiego znała, nie był tą osobą, która teraz z uśmiechem sadysty wyczekiwała przyjazdu kandydatek na osobę, która zniszczy życie jego syna. Jej ojciec, jej tata, ten sam , który uczył ich, jak być Nocnym Łowcą, teraz bezkarne łamał wszelkie wpajane rodzeństwu Lightwoodów zasady. Postanowiła, że musi zrobić wszystko, żeby chronić swojego brata. Musi odnaleźć Magnusa Bane'a. 
♥♥♥
   Cisza. Całkowity brak dźwięku był miłą alternatywą w stosunku do ostatnich trzech godzin, wypełnionych krzykami i wszechogarniającym chaosem. Skradziona biżuteria, zaginione dodatki, zajęta łazienka, to problemy, których rozwiązanie znaleźć musiał nie, kto inny a Nita Ybarra. Gdy wszystko zostało perfekcyjne przygotowane do wyjścia na bal, czy raczej, gdy rodzina Alvarez została na ów bal przygotowana, wszystkie dźwięki ucichły wraz ze znikającą za zakrętem mlecznobiałą karocą.
    Nie do niej miał należeć ten wieczór. Nie ona miała zatańczyć walca z wymarzonym księciem, czy też niedawno poznanym Łowcą. I nie miała tu bynajmniej na myśli Alexandra, główną atrakcję i ofiarę wieczoru, tylko Daniela. Irytującego, nachalnego i potwornie uroczego. Zamiast jednak romantycznego wieczoru czekał ją pracowity. Macocha zostawiła całą listę rzeczy, którymi w ten wieczór miała zająć się dziewczyna. 
    Zrezygnowana, ale nie zrozpaczona przywdziała strój roboczy i z brakiem entuzjazmu wyszła do ogrodu, gdzie czekała ją pierwsza z prac. Nim jednak zdążyła sięgnąć po cokolwiek, oślepił ją blask setek błękitnych iskier.
    Dziewczyna stała w milczeniu, wpatrując się w to nietypowe zjawisko, z którego w mgnieniu oka wyłonił się humanoidalny kształt.
- Dobry wieczór? – powiedziała zmieszana. W jej myślach jednak brzmiało to bardziej jak „Co, do cholery?”.
- Witaj, Nito – nieznajomy odpowiedział jej radośnie.
- Kim jesteś? Co tu robisz? Skąd znasz moje imię? – Zareagowała jak typowa Nocna Łowczyni, odruchowo napinając mięśnie, aby móc natychmiastowo odpowiedzieć na atak.
- Spokojnie, tygrysico. Jestem Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brookylu. Jeżeli jednak moje imię i tytuł pozostają dla ciebie tajemnicą, to byłem bliskim przyjacielem twojej matki – odparł, nadal utrzymując wesoły ton.
- Znał pan Sonję? – zapytała nieufnie.
- Była mi bardzo droga. Ale nie przybyłem tu wspominać stare znajomości. Twoja matka prosiła mnie o przysługę, więc oto jestem! Magnus Bane, twoja… powiedzmy, wróżka chrzestna. Wybacz, że na piąte urodziny nie dostałaś pieska, albo, że utkwiłaś, jako służąca swojej macochy, za co miałabyś prawo mieć wyrzuty, ale jest to dla mnie zupełna nowość. Tydzień temu dowiedziałem się o tobie, moja córko chrzestna, więc przybywam, aby naprawić moje zaniedbanie i spełnić twoje marzenie! O ile marzysz o pójściu na bal, na co liczę, bo jeśli nie, to będę skłonny improwizować.
- Cóż… cieszę się? W zasadzie tak, chciałam iść na bal. Za macochę potrzeba więcej niż jedno życzenie, a co do pieska się nie gniewam –odparła skołowana. – Jeśli mogę być szczera, to kompletnie nie rozumiem tego, co się tutaj dzieje, ale powiedzmy, że panu zaufam.
- Nie ma potrzeby być tak oficjalnymi, mów mi Magnus. Zatem bierzmy się do dzieła. – Czarownik uśmiechnął się tajemniczo, po czym wykonał rękoma serię skomplikowanych gestów. Z jego palców strzelały te same błękitne iskry. Nitę ogarnął dziwny stan, podobny do nieważkości, a na chwilę przed jej oczami pojawiła się nieskończona biel, która po sekundzie ustąpiła.
    Dziewczyna po wszystkich akrobacjach wróciła na poprzednie miejsce. Podziemny stał z założonymi rękoma i szerokim uśmiechem. Dopiero teraz Nita przyjrzała mu się dokładnie. Jego strój mówił, że on także wybiera się na bal. Klasyczne czarne spodnie perfekcyjnie pasowały do czerwonej marynarki. Włosy, choć z pozoru rozwichrzone, były idealnie ułożone w artystycznym nieładzie. Na jego palcach znajdowały się liczne pierścienie, niektóre z drogocennymi kamieniami. W lewym uchu z kolei miał trzy kolczyki, nadające mu drapieżności. Jednak uwaga Nity skupiła się na jego kocich oczach, nie były wyłącznie hipnotyzujące i piękne, na swój sposób, ale znajdowały się tak jakby niżej? Łowczyni przysięgłaby, że jeszcze chwilę temu czarownik był parę centymetrów wyższy.
- Wyglądasz nieziemsko. Ciekawe, czyja to zasługa? – Mrugnął do niej porozumiewawczo, wytrącając ją z zadumy.
    Wtedy też dziewczyna spojrzała w dół. Ubrana była w długą do ziemi, lawendową suknię, której kolor bardziej zbliżony był do bieli niż fioletu, pozbawioną ramion, za to z mnóstwem falban. Na jej nadgarstku spoczywała srebrna bransoleta, a ja szyi perłowy naszyjnik. Największym zaskoczeniem okazały się jednak buty: szklane pantofelki na delikatnym obcasie. Gdy podniosła wzrok, żeby rzucić się Wróżce Chrzestnej z podziękowaniami na szyję, ujrzała wspaniałą karocę, ze złotymi zdobieniami w stylu rokokowym, zaprzęgniętą w dwa siwe konie. Magnus stał, zapraszającym gestem wskazując na drzwi powozu.
- Ja… - zaczęła Nita, podchodząc w jego kierunku. – Nie wiem, co powiedzieć. To wszystko jest niesamowite. Dziękuję.
    Czarownik w odpowiedzi uśmiechnął się, po czym podał jej rękę, pomagając wsiąść do powozu. Następnie sam zajął miejsce naprzeciwko.
- Nie zapomniałeś przypadkiem o woźnicy? – zapytała zmieszana. Nie chciała być niegrzeczna.
- Nie jest potrzebny. Zastąpi go magia – odparł krótko. Jego dotychczasową wesołość zastąpiło skupienie. – Ruszajmy. Czeka nas noc pełna wrażeń. 

4 komentarze:

  1. Super rozdział. Robert nie lubię go. Biedny Alec, przecież Robert nie może go zmusić do ślubu. Czekam na nekst. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. A to przykre, że tak się wszyscy odwracają i że nie wierzą Magnusowi, że ten biedny wampir niczego nie zrobił. Przynajmniej Maryse jest na tyle rozsądna, żeby pomóc, choć swoją wie co się wokół dzieje.
    Ach, Jace i te jego zuchwałe i narcystyczne powiedzonka, ach, głowa boli :( Ale dobrze, że chce iść na bal, by wspierać Aleca.
    I tak... Magnus jest ścigany, tak? Szuka go Clave i omal tego nie zrobiła, gdy wpadli do mieszkania Czaronwnika, prawda? Więc od tak przychodzi jako "dobra wróżka" do Nity i zabiera dziewczynę na bal? Hymm... może się tylko czepiam, ale to trochę dziwne, zważywszy, że niedaleko domu Nity roi się od Nocnych Łowców... a przecież jest poszukiwany.
    Ok, może zbyt mocno wyolbrzymiam i następne rozdziały mi coś przyliżą :)

    Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że ta kwestia z Magnusem będzie wytłumaczona w kolejnych rozdziałach :) Bardzo dziękujemy za komentarz!

      Usuń
  3. Hej,
    przykre, że nikt nie wierzy Magnusowi, że ten wampir nie zabił, biedny Alec ale mam nadzieję że jednak wszystko będzie dobrze, Magnus wróżką chrzestą, bosko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń


Skomentuj - to nic nie kosztuje, a może nas bardzo zmotywować do działania.

Lydia Land of Grafic, arts by taratjah