- Alexandrze, poznaj Nitę Ybarrę - powiedział głosem Roberta Lightwooda Valentine. - Nito, mój syn Alexander. Ale wy się chyba już znacie. - Uśmiechnął się sztucznie.
Dziewczyna zmierzyła przyszłego teścia przestraszonym spojrzeniem.
- Ależ nie bój się dziecko. - Andora objęła ją ramieniem. - Myślałaś, że nie wiem o tym balu? - Zaśmiała się.
- Twoja matka ma rację - potwierdził Morgernstern. - Wiem o wszystkim, co dzieje się w moim domu. Nic się przede mną nie ukryje.
Ciało Aleca przeszedł dreszcz.. Czyżby Valentine wiedział o nim i Magnusie?
- Synu, zaprowadź narzeczoną do pokoju - polecił Robert. - Czas abyście się lepiej poznali.
Brunet pokiwał głową i złapał dziewczynę za rękę.
- Chodź Nito - powiedział, po czym pociągnął ją w stronę swojego pokoju. W ślad za nimi ruszyli Valentine i macocha Ybarry. - Rób, co każą - wyszeptał w kierunku Nocnej Łowczyni.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- O co chodzi? - zapytała.
- Nie teraz - odpowiedział Alec, wchodząc do niebiesko-białego pomieszczenia.
- To tak na wszelki wypadek - usłyszeli głos zza pleców.
Niczym zdążyli się odwrócić, Valenitne zamknął drzwi, a chwile później usłyszeli dźwięk przekręcanego klucza.
- Świetnie - mruknął chłopak podchodząc do okna.
Tańczące z wiatrem gałęzie drzew, szalały, a słońce chowało się za horyzontem jakby chcąc zapomnieć o wydarzeniach z minionego dnia. On także tego pragnął. Z całego serca. Z całej duszy. Całym sobą.
Dlaczego Nita? Spojrzał na siedzącą w rogu pokoju dziewczynę. Jej załzawiona twarz spoczywała ukryta w dłoniach. Nie wyglądała jakby od początku brała udział w planie Valentine'a. Nie mogła być również członkinią Kręgu. Wtedy bez zawahania wykonywałaby rozkazy wydawane przez człowieka padającego się za jego ojca.
- O co im chodzi? - Głos Nity wyrwał chłopaka z letargu. - Dlaczego ja? Dlaczego ty? Dlaczego... my?
Usiadł na stojącym obok, wykonanym z drewna krześle.
- Podobno ma to związek z jakąś przepowiednią - odparł. - Nito, muszę ci coś wyznać. Od pewnego czasu mój ojciec nie jest sobą. Zauważyli do wszyscy w jego otoczeniu. Ja, moja matka i siostra zaczęliśmy snuć domysły - wyjaśniał. - Okazało się, że Robert Lightwood przepadł, prawdopodobnie na zawsze, a jego ciało przejął Valentine Morgenstern. Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie - dodał - ale musisz mi zaufać.
Brązowe ślepia dziewczyny popatrzyły na niego ze zrozumieniem.
- Wiem - odparła, a jej głos zadrżał.
Szok rozjaśnił twarz Aleksandra. Wiedziała? Skąd? Przecież nikomu nie mówili...
- Wiesz o Kręgu? - zapytał zdziwiony.
- Mniejsza z tym - mruknęła. - Lepiej powiedz mi, co to za przepowiednia.
- Nie wiem, o co dokładnie chodzi, ale ma to związek z naszym potomkiem. Ma się na coś przydać Valentinowi.
Nita ponownie zanurzyła twarz w dłoniach.
- Do Razjela! Przecież ja nawet nie jestem prawdziwą Nephilim - westchnęła. - Jestem półwilkołaczką. Krąg gardzi Podziemnymi.
Alec pokręcił głową.
- Nie wiem, o co chodzi. Musimy zaufać mojej matce - powiedział. - Ma plan. Tymczasem jesteśmy zmuszeni do poddania się woli tego szaleńcy.
- Jak myślisz długo nas tu będą trzymać? - zapytała słabym głosem.
Rozejrzał się po niebiesko-białym pomieszczeniu, w którym kilkadziesiąt minut temu zamknął ich Valentine.
- Nie wiem, nie mam pojęcia. - Brunet podrapał się po skroni. - Bardziej zastanawia mnie, dlaczego to zrobił. Wątpię, że postanowił w przełamaniu pierwszych lodów, bo to mu się udało już na balu - rzekł, wspominając ich wspólny taniec, którym zdobyli uwagę wszystkich obecnych na sali.
Ybarra prychnęła.
- Przecież to jasne - powiedziała, rozprostowując nogi. - Żebyśmy nie uciekli.
- Wie, że tego nie zrobię. - Spojrzał na nią smutno. - Valentine grozi, że w takim wypadku Magnusowi coś się stanie.
Nita popatrzyła na niego smutno.
- Przykro mi. - Głos dziewczyny drżał. - Ale może uda się coś zrobić. Przecież Krąg nie może go wiecznie więzić.
- Więzić? - Niebieskie oczy rozwarły się w zdziwieniu. - Nito, kto naopowiadał ci tych bzdur...
- Andora. Ona...
- Kłamała - przerwał jej. - Twój ojciec chrzestny jest bezpieczny w Nowojorskim Instytucie. Nie wierzę, że w twoim wypadku też się do tego posunęli...
- Do czego? - spytała zdziwiona.
- Szantażu. - Głos Lightwooda wypełniła drwina. - Magnusowi nic nie grozi.
- Więc dlaczego się na to wszystko godzisz?
- Moja matka ma plan - wytłumaczył. - Jeżeli istnieje możliwość wyplenienia Kręgu z zarodku, zgodzę się na wszystko.
Nita ze zrozumieniem pokiwała głową. Jej ciemne, kręcone włosy były rozczochrane, a twarz miała nienaturalnie bladą.
- W takim razie pomogę ci. Zgodzę się na wszystko, tylko skończmy to. Doprowadzili do śmierci mojego ojca, teraz zapłacą - skwitowała poważnym tonem. Minę miała zdeterminowaną, ale jej oczy dalej emanowały smutkiem. Alec nie widział czy było to spowodowane obecną sytuacją czy czymś poważniejszym. Podłożył dłoń na jej ramieniu.
- Dziękuję - powiedział.
♥♥♥
Lara przystanęła czekając na Valentine’a. Ze spokojem
rozejrzała się po hallu. Alexander i jego niedoszła żona na pewno
przetrzymywani są na piętrze, prawdopodobnie w pokoju chłopaka. Willa posiada
dwa wejścia, od frontu i od strony ogrodu. Grupa będzie musiała się rozdzielić.
Spojrzała w stronę lustra zawieszonego na beżowej ścianie.
Od niechcenia zaczęła poprawiać nienagannie ułożone włosy. W teorii można by
wysłać jedną czy dwie osoby, jednak dobrze wiedziała, że na dzisiejszym
zebraniu Inkwizytor wyznaczy ludzi do obserwacji i ewentualnej obrony
posiadłości. Przetrzymywanie więźniów z dala od ich potencjalnych
sprzymierzeńców należało do jego priorytetów.
Zaczęła po raz kolejny wpatrywać się w swoje odbicie.
Podsłuch ukryty w wewnętrznej kieszeni marynarki był starannie ukryty, ale
ostrożności nigdy za wiele. Ubranie nie odbiegało zbytnio od przyjętych przez
nią standardów. Biała koszula, którą dopełniały ciemno niebieska spódnica i
marynarka w tym samym kolorze. Uśmiechnęła się do swojego odbicia.
- Pięknie dziś wyglądasz, Beatrice – powiedział Valentine
schodząc po schodach.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że wszystko poszło zgodnie z
planem – odparła z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Oczywiście. Jestem perfekcyjnym rodzicem, mało, który
zgodziłby się żeby ich syn spędził tyle czasu ze swoją wybranką wyłącznie we
własnym towarzystwie. Tymczasem chodźmy, mniemam, że Daniel nas oczekuje –
odpowiedział otwierając parasol i oferując kobiecie ramię.
Szli w milczeniu, deszcz i tak skutecznie zagłuszyłby każdą
rozmowę. Lara drżała lekko z zimna, wiatr niemiłosiernie smagał jej okryte
jedynie cienkimi rajstopami nogi. Ulice Alicante były opustoszałe. Kobieta
nerwowo rzucała spojrzenia na boki. Miała nadzieję, że Maryse Lightwood
zapanuje nad sytuacją i odciągnie mieszkańców Instytutu od pochopnych działań.
Odetchnęła ze spokojem dopiero po przekroczeniu drzwi.
Zwinąwszy parasol Inkwizytor ściągnął płaszcz i odwiesił go
na jednym z haków. Tymczasem Lara podążyła w głąb domu. Tak jak się spodziewała
po otworzeniu mahoniowych drzwi ujrzała Daniela McAvoy’a opartego o stół w
oczekiwaniu.
- Daniel. – Skinęła głową.
- Beatrice. – Odpowiedział tym samym gestem. Na jej widok
wyprostował sylwetkę przybierając sztywną postawę.
- Przybył Inkwizytor – powiedziała, po czym otworzyła drzwi
na oścież wpuszczając Nephilim do środka.
- Danielu McAvoy, nie wiem, co powiedzieć – zaczął Robert
uśmiechając się szeroko. – Wykonałeś swoje zadanie wprost perfekcyjnie.
- Dziękuję, starałem się – odparł z kamienną twarzą. Lara
widziała smutek w jego oczach.
- Nasze zwycięstwo jest bliskie. A wtedy otrzymasz nagrodę,
na jaką zasłużyłeś. To, czego dokonałeś pomoże odmienić losy świata –
kontynuował tryumfalnie Morgenstern.
Nagle z korytarza dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Lara z
Danielem wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Czy spodziewał się pan gości, Inkwizytorze? – zapytała kobieta
kryjąc uśmiech.
- Tak, to zapewne Andora Alvarez. Musicie mi wybaczyć,
resztę spraw omówimy na zebraniu – odrzekł po czym wyszedł bezszelestnie
zamykając drzwi.
- Wygrałam, znowu. – Lara uśmiechnęła się szeroko w stronę
przyjaciela.
- Jak ty to robisz? Zawsze wiesz, która to. On chyba nie
opowiada ci o „tych” sprawach? – zapytał śmiejąc się Daniel
- Błagam cię, wtedy rzuciłabym te pracę pierwszego dnia –
odpowiedziała krzywiąc się. – Koniec żartów. Masz słuchać i nawet nie próbuj mi
przerywać. Odpowiadasz tylko, gdy zadam ci pytanie, czy to jasne?
- Oczywiście, pani profesor – powiedział unosząc lewą brew
do góry. Co knuje ta dziewczyna?
- Wiem o twoim małym romansie z Ybarrą. Wiem, że wcale nie
jesteś tak wiernym członkiem Kręgu, na jakiego się, skutecznie kreujesz. Ufam ci i przyjaźnimy się, w przeciwnym razie ta
rozmowa nie miałaby miejsca – mówiła z powagą obserwując strach malujący się na
twarzy mężczyzny. – Nazywam się Lara Richardson, Beatrice to pseudonim. Pracuję
dla Clave. Prawdziwego Clave. Pomagam rozpracować Krąg. Mam nadzieję, że
zechcesz się do mnie przyłączyć.
- Co? Lara? Clave? – wyszeptał skołowany. – Myślałem, że
chcesz mnie wydać Inkwizytorowi. Nie powiem, jesteś niezłą aktorką. Wiesz
bardzo chętnie, ale nawet tak niesamowity duet jak my nie da rady przeciwko
Robertowi i naszym niedoszłym kompanom.
- Nie działam sama. Mam wsparcie Instytutu Nowojorskiego i
kilku jego przyjaciół. Daję ci szansę na rehabilitację, nie będziesz sądzony za
to, co robiłeś dla Roberta. Poza tym to jedyny sposób byś odzyskał ukochaną.
Zgadasz się? – zapytała uśmiechając się niewinnie.
- Z nieba mi spadłaś! – rzucił biorąc kobietę w ramiona i
kręcąc się dokoła.
- Czułości zostaw dla swojej księżniczki, chociaż nie sądzę,
że łamanie jej żeber to najlepszy sposób na podryw.
♥♥♥
Daniel błądził wzrokiem podążając za Larą w stronę Insytutu
Nowojorskiego. Nigdy wcześniej nie był w Stanach, spędzając całe życie w Idrysie
lub Wielkiej Brytanii. Każdy mijany budynek był dla niego obcy, ale intrygujący
w pewien sposób. Nie miał on kilkusetletniej historii jak niemal wszystko w
Anglii czy Alicante. Był to nowy świat, nie podążający za schematami i
tradycją.
Lara widząc jego fascynacje pokiwała z politowaniem
głowy. Brutalnie pociągnęła chłopaka za
rękę prowadząc w stronę budynku z pozoru przypominającego opuszczony kościół.
- Witaj Maryse – powiedziała gdy drzwi Instytutu otwarły się
i ukazały sylwetkę Nephilim. – To Daniel McAvoy o którym opowiadałam.
- Witaj – rzucił chłopak uśmiechając się niepewnie.
- Witajcie w Instytucie – odpowiedziała wpuszczając ich do
środka. – Mniemam, że jeszcze nie wprowadzałaś go we wszystkie sekrety naszego
planu?
- Tak, nie miałam jeszcze okazji. W zasadzie poznał tylko
kilka najważniejszych faktów. – Lara weszła pewnym krokiem za Nephilim i
spojrzała przez ramię w stronę Daniela.
- Nita. Alec. Małżeństwo. O Valentinie i jego planie wiem
wszystko. Opętanie, rytuał, wybrana, przepowiednie. A i jeszcze w jej opowieści
padło kilka nazwisk. Eila Sharma, Magnus Bane, Isabelle, Maia, Jace, Simon,
Vlad i kilka innych, ale nie bardzo pamiętam już, kto jest kim. Najważniejsze
jest to, że macie plan, który pozwoli nam powstrzymać Inkwizytora – wtrącił się
mężczyzna doganiając przyjaciółkę.
- Wiesz wszystko, co potrzeba. W bibliotece chcę omówić
szczegóły dzisiejszej akcji – odparła poważnym tonem Maryse.
Dopiero, gdy przystanęli przed drzwiami pomieszczenia miał
okazję przyjrzeć się kobiecie. Ubrana była w granatową sukienkę i obcasy w tym
samym kolorze, ale nie to zwróciło jego uwagę. Na jej palcu spoczywał złoty
pierścionek, a w zasadzie obrączka. Wiedział, że Maryse jest byłą żoną Roberta Lightwooda,
dlatego ten fakt nieco go zdziwił.
Gdy weszli do środka zachwycił go widok ogromu książek i
mocny zapach starych tomów. Zawsze lubił biblioteki, miały magiczną atmosferę.
Wypełnione ciszą, zastygłe w miejscu, jakby odrębne od czasoprzestrzeni.
Zajął miejsce na krześle obok Lary i ze skupieniem wpatrywał
się w starszą kobietę, która mówiła stanowczym głosem.
- Jak wiecie Valentine planuje odrodzić się w ciągu zaledwie
kilku dni. Musimy działać natychmiast. Jeszcze dzisiaj odbijemy Aleca i Nitę.
Laro, sugestie? – zapytała z powagą.
- Willa jest obserwowana przez dwadzieścia siedem osób. Dobrym
posunięciem będzie, jeśli wyślemy małą grupę, aby weszła frontem, dla zmylenia
przeciwnika. Uznają ich za łatwy cel i nie będą wiedzieli, że wiemy o ich
działaniach. Druga część drużyny zaczai się od strony ogrodu. Na znak przystąpi
do ataku. Musimy działać błyskawicznie, są w stanie w parę chwil sprowadzić
posiłki. Największe szansę będziemy mieli, gdy uderzymy na nich wszystkimi
siłami.
♥♥♥
Dzień był deszczowy. Ciemnoszare, zasłaniające słońce chmury mozolnie przesuwały się po niebie. Resztki przed tygodniowego śniegu topiły się powoli, tworząc wielką kałużę. Wilgotny klimat wypełniał płuca Nowojorczyków, jednak mimo grzmotów i błysków nie spadła jeszcze ani jedna kropla deszczu. Trwała cisza przed zbliżającą się burzą.
- Magnusie, żyje długo, ale jeszcze nigdy nie widziałam żebyś był tak zdenerwowany jakąś sytuacją - powiedziała z poważną miną, siedząca na kuchennym krześle Catherina.
- W takim razie cieszę się, że dostarczam ci rozrywki - odparł obojętnie czarownik. - Byłoby smutno gdybym przez te wieki zdołał cię zanudzić.
Mimo swego smętnego tonu mężczyzna cieszył się ze wsparcia wieloletniej przyjaciółki. Gdyby nie brak Ragnora, prawdopodobnie poczułby się w tamtym momencie jak za starych, dobrych czasów.
Catherina chyba myślała o tym samym, bo jej twarz nabrała smutnego, melancholijnego wyrazu.
- Muszę przyznać, że niektórzy Nephilim są bardzo uparci. - Zaśmiała się pod nosem. - Będziemy z nimi walczyć po raz trzeci przyjacielu. Mam wrażenie, że Krąg jest jak feniks. Ile razy byśmy go nie pokonali, on i tak powstanie z popiołów jeszcze silniejszy niż wcześniej.
Bane poprawił się na krześle. Kobieta miała rację. Minęło ponad dwadzieścia lat, odkąd po raz pierwszy walczyli z Valentinem Morgernsternem, ale dalej nie udało im się go ostatecznie unicestwić i zniszczyć w zarodku.
- Będziemy próbować do skutku - odrzekł.
Czarownica spojrzała na niego z błyskiem w oku.
- Nie patrz się tak na mnie - zganił ją. - Znam ten wzrok i nie wróży niczego dobrego.
- Zastanawiam się tylko...
- Catherino, nadmierne myślenie powoduje bezsenność - przerwał kobiecie Magnus.
- Zastanawiam się tylko - powtórzyła ignorując słowa Bane'a - co w tym chłopaku jest wyjątkowego. Nie byłeś tak zaangażowany w związek od czasów Camille, a nawet wtedy wykazywałeś mniejszy zapał.
Kocie oczy wpatrzyły się w przyjaciółkę.
- I tak oto sprowadziłaś na siebie klątwę bezsenności.
- Jak widzę humor nie opuszcza cię nawet teraz. - Zaśmiała się Catherina. - W takim razie niepotrzebnie martwiłam się o twój stan psychiczny.
Magnus pokręcił głową z dezaprobatą.
- Niepotrzebnie - skłamał. - Mój stan psychiczny był i jest w normie.
Nie czuł się źle oszukując przyjaciółkę. W jego umyśle nie było miejsca na poczucie winy z tak błahego powodu. Zbyt martwił się o Aleca. Przerażała go myśl, że najdroższa mu osoba mieszka pod jednym z Valentinem Morgersternem, a wokół niej kręcą się inne osoby z Kręgu.
Jego rozmyślania przerwał nagły huk. Bane obejrzał się do tyłu. W progu kuchni stała ubrana w czarne spodnie i granatowy top Isabelle.
- Matka zarządziła spotkanie w bibliotece - powiedziała na jednym tchu, po czym wybiegła z pomieszczenia.
Dwójka czarowników natychmiast zerwała się z miejsca i udała za dziewczyną. Magnus nie wiedział, co jest powodem tak nagłego zebrania, ale obawiał się najgorszego. Z hukiem otworzył drzwi do biblioteki.
- Co się stało, Maryse? - zapytał zaniepokojony. - Coś z Alexandrem? - Jego głos zadrżał. Niespodziewana wizyta Isabelle, Jace'a i Simona mogła oznaczać tylko najgorsze. Koło nich stała kolejna dwójka Nephilim, których twarze szybko pracujący mózg czarownika połączył z wydanym przez Roberta Lightwooda balem.
- Z moim synem wszystko w porządku, Magnusie - powiedziała. - Jeszcze... - Rozejrzała się po pomieszczeniu, świdrując wzrokiem każdego po kolei. - Dostałam wiadomość od Aleca. Ślub z niejaką Nitą Ybarrą ma się odbyć za pięć dni. Valentine zamknął obojga w jednym pomieszczeniu, nie mają jak uciec. Musimy ich jak najszybciej odbić. Każda chwila zwłoki działa na naszą niekorzyść.
Czarownik spojrzał na Maryse z niedowierzeniem. Nita? Jego chrześnica miała wyjść za człowieka, którego kochał? Dlaczego ona? Co Morgernstern chciał przez to osiągnąć?
- Jaki masz plan? - odezwała się Isabelle.
- Właściwie wezwałam was, żeby go omówić. - Ton Nocnej Łowczyni był stanowczy i zdeterminowany. - Po pierwsze potrzebujemy wsparcia. Larra i jej przyjaciel Daniel zgodzili się nam pomóc. - Wskazała na dwójkę nieznajomych. - Współpracowali z Morgernsternem i znają Krąg, przydadzą nam się.
Oczy Jace'a zwęziły się podejrzliwie.
- Maryse, jesteś pewna, że możemy im zaufać? - zapytał.
- Ja jestem tego pewna - odpowiedziała zamiast niej Isabelle, uśmiechając się porozumiewawczo do matki. - Ufam im i proszę, abyś ty także spróbował.
Blondyn niechętnie pokiwał głową. Magnus miał wrażenie, że wędrujące po twarzach zebranych w bibliotece osób złote oczy zatrzymały się na dłużej na Simonie Lewisie. Choć może tak się mu tylko wydawało...
- Jestem pewien, że Eila zgodzi się pomóc - powiedział czarownik. - Poza tym pewien wampir wisi mi przysługę. Ściągnę go jak najszybciej się da.
Maryse uśmiechnęła się zwycięsko.
- Świetnie - odrzekła. - A teraz przejdźmy do rzeczy - oznajmiła i zaczęła omawiać strategię.
♥♥♥
Zakapturzona postać szła w ciszy ulicami Alicante. Mimo, że
księżyc w pełni oświetlał wszystko mocnymi strumieniami udawało jej się
pozostać niezauważoną. Znikała w cieniu i zakradała się bezszelestnie. Osoba,
za którą podążała znacznie mniej przykładała się do sztuki skradania, tak że
bez problemu mogła za nią podążać.
Ujrzawszy jak postać wchodzi do jednego z domu wspięła się
na jedno z pobliskich drzew. Z wysokości oceniła, że okolica jest całkowicie
opustoszała. Zwinnymi ruchami zeszła z gałęzi i ruszyła w kierunku posiadłości.
Wchodzenie do środka drzwiami byłoby zbyt ryzykowne, postanowiła, więc odnaleźć
okno, przez które mogłaby się wśliznąć.
Poruszała się cicho, przechodząc na zgiętych nogach lub w
kuckach. Zatrzymała się koło jednego z okien, co prawda było zamknięte, ale
nadawało się do obserwacji. Sama pozostawała skryta w cieniu, ale mogła
dostrzec osoby wewnątrz.
W hallu znajdowała się spora grupa zakapturzonych postaci,
wśród nich zapewne również ta, za którą podążała. Teraz jednak nie zaprzątała
sobie głowy odnalezieniem tej jednej konkretnej peleryny. Zamiast tego
przyjrzała się drzwiom, przez które wchodzili obcy.
Uspokoiwszy oddech wyruszyła w kierunku pomieszczenia, w
którym gromadziły się postacie. Okno w pokoju umieszczone było stosunkowo
wysoko, dodatkowo pozostawało zasłonięte, przez co nie mogła zajrzeć do środka.
Zostało jednak uchylone, tak że słyszała co dzieje się w środku.
Kroki i szuranie krzeseł.
Niezidentyfikowane szepty. Skrzypienie drzwi. Cisza. Kroki.
- Witajcie!
Doskonale znała ten głos. Jej podejrzenia potwierdziły się.
Valentine’a opętał Inkwizytora. Musi wykorzystać okazję i podsłuchać spotkania,
poznać jego plan.
Uśmiechnęła się pod nosem, ale jej serce biło jak szalone. Z
jednej strony była dumna z siebie, w końcu miała rację. Z drugiej zaś umierała
ze strachu przed odkryciem. Poczuła, że pozostanie w tej pozycji szybko złapie
skurcz. Usiadła, więc na ziemi. Była nieprzyjemnie zimna.
- Zapewne zauważyliście już brak kilku osób, nie martwcie
się o swoich drogich przyjaciół. Z zaangażowanymi w pierwszą fazę planu
spotkałem się wcześniej. Dzięki ich pracy nasz plan odniesie sukces. Już
wkrótce z pomocą mojej drogiej Agathy oraz uroczej, małej Nity odzyskam pełnie
sił, a gdy to nastąpi wyplenimy tą zarazę, jaką są demoniczne bękarty. – Valentine
mówił pewnie, intonując każde słowo tak, aby najlepiej trafić do swoich
słuchaczy. Aby najlepiej wyprać im mózgi.
Przemawiał przez kolejnych piętnaście minut. Opowiadał o
przepowiedni, wybranej, czystości krwi, zagładzie podziemnych. Clary w pewnym
momencie zrobiło się niedobrze. Tyle okrucieństwa i nienawiści przemawiało
przez jej ojca.
Gdy skończył zaczęły przemawiać inne osoby. Nie rozpoznała
ani jednego głosu, co ją zaniepokoiło i ucieszyło jednocześnie. Znaczyło to
bowiem, że nikt kogo zna nie przyłączył się do szaleńca, jednak poznała już
nieco głosy członków Kręgu, tutaj natomiast siedziały same nowe postacie. Widać
chore poglądy Valentine’a dalej gromadziły sobie zwolenników.
Całe spotkanie skończyło się po nieco ponad pół godzinie.
Gdy wreszcie drzwi zamknęły się za ostatnią osobą wstała i rozprostowała
zastane mięśnie. Musi jak najszybciej skontaktować się z Maryse Lightwood by
przekazać jej, czego się dowiedziała. Sądziła, że kobieta posiada jakieś
informacje, jednak nie była pewna jak obszerne.
Przestąpiła dwa kroki. Nagle znalazła się w środku
pomieszczenia. Zamarła zszokowana. Nie rozumiała, co się dzieje. Przed chwilą
była na zewnątrz, a teraz stała pośrodku sali, którą podsłuchiwała, a którą
zaledwie dwie minuty wcześniej wypełniali członkowie Kręgu. Nagle z cienia
wyszła czarna sylwetka. Clary zaczęła krzyczeć przerażona.
- Witaj droga córko, czyżby twoja wyrodna matka nie nauczyła
cię, że nie można podsłuchiwać? – Valentine zbliżył się do niej uśmiechając się
złowieszczo.
- Ty… ty byłeś martwy! – wyszeptała na zaciśniętym z
przerażenia gardle.
- Byłem, ale wróciłem. Z małą pomocą. Znalazłem wreszcie
kobietę, która nie zdradzi mnie, jak zrobiła to Jocelyn – odparł spoglądając
jej w oczy. – Chyba nie muszę ci tłumaczyć, co planuję w związku z moim
powrotem. Mniemam, że dość się nasłuchałaś.
- Słyszałam każde słowo. Jesteś chory! – powiedziała z jadem
w głosie.
- Mała Clarissa zgrywa odważną… - rzucił jakby w eter.
Zbliżył się jeszcze bardziej, tak że ich twarze prawie się
stykały. Odgarnął kosmyk rudych włosów opadających córce na twarz i założył je
za ucho. Zewnętrzną stroną dłoni pogładził jej policzek.
- Odmawiasz mi? – wyszeptał wprost w jej ucho.
Clary myślała, że jej serce eksploduje. Ledwie mogła
utrzymać się na nogach. Drżała przerażona.
- Jesteś potworem – wydusiła z siebie.
- Może i tak. Miałem nadzieję, że jednak przyłączysz się do
mnie. Popełniasz błąd. – Morgenstern chwycił dłonią jej twarz, ściskając policzki.
– Spotka cię za to kara.
Dziewczyna poczuła jak zimne ostrze przeszywa jej ubrania,
następnie skórę i mięśnie, po to by przebić serce i wydostać się na zewnątrz
jej pleców. Desperackim odruchem zaczerpnęła powietrza. Z jej ust uleciała
stróżka krwi. Dłońmi chwyciła stołu, próbując ustać na nogach.
Valentine puścił jej twarz, po czym wyrwał zakrwawione
ostrze. Uśmiechnął się czule.
- Żegnaj – powiedział składając na jej czole pocałunek.
Martwe ciało Clary padło u jego stóp.
♥♥♥
Magnus przeskoczył przez portal i
rozejrzał się po odbiegającym od amerykańskiego idryskim krajobrazie. Niewielka
warstwa śniegu pokrywała ziemską powłokę, a z nieba spadały drobne płaty
śniegu. Zima tego roku zbliżała się wcześniej niż zwykle, ale jemu to nie
przeszkadzało. Żył wiele lat i trzy miesiące zimna nie stanowiły już powodu
jego bolączki.
Odwrócił się do tyłu. Stojący za
nim Jace, Simon i przybyły z daleka Vlad stali, rozglądając się nerwowo
wokoło.
- Dostałem wiadomość od Izzy. Pozostali są już po
drugiej stronie domu. - Zmiął trzymaną w ręku kartkę Herondale. - Czekają na
sygnał.
Bane pokiwał głową.
- W takim razie możemy ruszać dalej -
powiedział.
- Wziąłeś łuk? - spytał blondyn, odwracając głowę
w kierunku Simona.
Lewis podniósł przedmiot do
góry.
- Tak, szefie. - Uśmiechnął się i zaczął biec w
stronę ogrodzenia.
Pozostali ruszyli za nim, a później
przeskoczyli przez zdobione ogrodzenie. Jace udał się w stronę drzwi
wejściowych i narysował runę na ich drewnianej powierzchni. Chwilę potem
nacisnął klamkę.
Rozbrzmiewająca w rezydencji cisza
wydawała się być wypełniona niepokojącym krzykiem. Ciemność skrywała wszystkie
pomieszczenia.
- Najwyraźniej Valentine'a nie ma - wyszeptał czarownik.
- Vlad, stań na czatach - dodał, zaczynając wchodzić po schodach.
Miał nadzieję, że Alexander jeszcze
znajduje się w tym domu. Nieobecność Roberta wzbudziła w nim napięcie. Co
jeżeli mężczyzna zabrał gdzieś Nite i Aleca? Co jeśli wkroczy niespodziewanie
wraz ze swoimi ludźmi? Larra zapewniała, że armia Valentine'a nie jest duża,
ale był pewien, że ma on jeszcze coś w zapasie.
Szedł wąskim korytarzem, a drogę
oświetlała mu płonąca błękitnym ogniem ręka. Za nim jak przystało na Nephilim
bezgłośnie poruszali się Jace i Simon.
- To niepokojące napięcie przyprawia mnie o gęsią
skórkę - usłyszał z tyłu głos bruneta i śmiech Herondale'a.
Stanął przed drzwiami do pokoju
ukochanego i nabrał powietrza. To była chwila prawdy. Miał nadzieję, że Alec
czeka na niego w środku. Jeżeli nie... Nie wiedział, co zrobi, kiedy nie
znajdzie go w pokoju. Nacisnął klamkę.
Na usta czarownika momentalnie
wpłynął błogi uśmiech. Kocie oczy wpatrzyły się w śpiącego na krześle
ukochanego. Poszukał wzrokiem Nity. Dziewczyna leżała zwinięta w kłębek na
łóżku Nephilim. Podszedł do Aleca i pocałował go w kark.
- Alexandrze, czas wstawać - wyszeptał mu do
ucha.
Powieki chłopaka uniosły się powoli,
a następnie szybko rozwarły w zdziwieniu.
- Magnus?! Co tu robicie? - Jego wzrok powędrował
w kierunku parabatai i Simona.
- Nazwijmy to akcją ratunkową - odparł Herondale.
- Wybacz, że nie wzięliśmy białych rumaków, ale nie było czasu.
- A ojciec? - spytał chłopak.
Bane wzruszył ramionami.
- Chyba mamy szczęście, bo go nie
zastaliśmy.
- Dziwne - wyszeptał czarnowłosy Nephilim. -
Powinien być w domu o tej porze.
- Magnus?! - Siedząca na łóżku Nita zakryła usta
dłoniom. Jej oczy mrugały sennie. - Co ty tu...
Głośny huk wypełnił ich uszy.
- Magnusie, szybciej! - Krzyk Vlada rozniósł się
po domu. - Oni tu są! - Brzęk ostrza zagłuszył jego kolejne słowa.
Bane szybko podszedł do okna,
otworzył je, a z dłoni wystrzelił w niebo kilka jaskrawoczerwonych iskier. Nita
stanęła koło niego.
- Co robisz? - spytała.
- Wysyłam sygnał - wytłumaczył. - Masz. - Podał
jej trzymane za pasem serafickie ostrze. - Przyda ci się.
- Gabriel - wyszeptała, a te rozbłysło światłem.
Z dolu słychać było odgłosy
walki.
- Już są - powiedział, chwytający łuk od Simona
Alec. - Chodźmy! - krzyknął, starając się przebić przez hałas i zbiegł na
dół.
Magnus podążył za nim.
Parter budynku przypominał pole
bitewne. Czarownik rozejrzał się dookoła. Jego towarzysze już zdążyli znaleźć
się w wirze walki. Jace z Simonem walczyli ramię w ramię przeciwko członkowi
Kręgu. Blond pasma włosów wymykały mu się spod kaptura, a czarna szata falowała
wraz z wykonywanymi ruchami. Mimo, że wydawał się wyższy i silniejszy niż tamta
dwójka, przegrywał. Niedaleko nich tańczyła z mieczem Isabelle. Podczas
przeszywania ostrzem ciała przeciwnika jej twarz nie zdradzała żadnych emocji,
była spokojna i opanowana. Alexander stał na drugim końcu sali. Cięciwa łuku
należącego chłopaka, co chwilę napinała się, wysyłając przeciwko napastnikom
kolejne strzały. Wokół niego, odparowując wszelkie ciosy stali: Maryse, Jocelyn
oraz Luke. Ci ostatni zostali wezwani w dosłownie ostatniej chwili. Wraz z
Garrowayem przybyło całe stado nowojorskich wilkołaków, w tym Maia, która
przemieniona w swą wilczą postać warczała i rzucała się na ludzi Valentine’a.
Eila oraz Vlad poruszali się pomiędzy postaciami, wbijając zęby w karki
napastników, niekiedy rozrywając im gardła. Ich twarze były skąpane we krwi,
która spływała tworząc smugi na szyi wampirów. Koło Tepesa walczył jeszcze
jeden krwiopijca, lecz Magnus nie znał jego imienia. Mężczyzna miał ciemną
karnację oraz długie czarne włosy. Jego szczęka była kanciasta, a piwne oczy
wyrażały bitewny szał.
- Magnusie, za tobą! – krzyknęła, wymachująca obok
serafickim ostrzem Nita.
Odwrócił
się. Wypływające z jego dłoni jaskrawoczerwone światło uderzyło w przeciwnika.
- Dzięki – wydusił, a ta uśmiechnęła się, nie
przestając walczyć.
Bane pobiegł
w stronę korytarza. Członków Kręgu było coraz więcej. Co chwila odpychał ich
ataki, lecz nie wiedział na jak długo wystarczy mu magii. Posyłane z końców
palców iskry uderzały w ciała przeciwników, a ci padali niczym muchy.
Mrożący
w żyłach krzyk przetoczył się przez pomieszczenie. Czarownik skierował wzrok ku
jego źródle.
Miecz
przeszywał brzuch Daniela McAvoya. Ten jednak dalej wytrwale walczył, odpierając
ciosy napastników. Magnus podążył w jego stronę i natarł na członków Kręgu.
Pierwszy
cios nadszedł znienacka i trafił w policzek czarownika. Drugi nieco silniejszy
uderzył w jego brzuch. Zielono-żółte kocie oczy uniosły się do góry. Ubrana w
czarną szatę blondynka bez miecza w ręce z precyzją w ruchach napierała na
niego. Bane wyjął mieszczący się za brązowym paskiem od spodni nóż i niczym pięść
kobiety po raz kolejny spotkała się z jego ciałem, poderżnął jej gardło. Podwładna
Valentine’a wydała z siebie zduszony krzyk i padła na ziemię, a plama krwi
wokół niej powoli powiększała swą objętość.
Nie
spoglądając na nią już ani razu więcej, podbiegł do ledwo trzymającego się na
nogach Daniela i chwycił go pod ramię.
- Dasz radę?
Chłopak
niemrawo pokiwał głową. Widać było, że kłamie.
- Trzymaj się kolego – powiedział Bane.
Leżący
pod nogami Magnusa Nephilim uniósł się powoli. Na twarzy mężczyzny wykwitł
szalony uśmiech.
- Więc zdecydowałeś się na zdradę, McAvoy –
zwrócił się do mdlejącego chłopaka i ruszył z mieczem w ich stronę.
Kolejne
wydarzenia potoczyły się niczym w zwolnionym tempie. Nim przed kocimi oczami
czarownika zdążyło przelecieć całe jego życie, napastnik osunął się na ziemię.
Z jego serca sterczał seraficki miecz wbity tam w ostatniej chwili przez
Daniela.
- Magnusie, przegrywamy – wycharczał słabym
głosem chłopak, coraz bardziej wisząc na czarowniku.
Magnus
przytaknął. Nephilim miał rację. Członków Kręgu ciągle przybywało, a ich siły
były w rozsypce. Mieli zbyt mało ludzi. Wielu walczących z nimi tego dnia
poległo. Mężczyzna ze smutkiem spoglądał na martwe ciało wilkołaka ze stada
Luke’a, które leżało u jego stóp.
- Musimy znaleźć Maryse – powiedział czarownik, rozglądając
się dookoła i szukając wzrokiem Nocnej Łowczyni.
Daniel
pokiwał głową.
- Idź, ale zostaw mnie tu, Magnusie – wybełkotał chłopak.
– Jeśli dalej będziesz miał mnie na ramieniu, nie przeżyjemy oboje.
- Nie ma mowy – sprzeciwił się Bane. – Idziesz ze
mną. Nie pozwolę, żeby moja chrześnica umarła jako stara panna.
Nie
wiedział, skąd wziął się u niego tak nagły przypływ heroizmu i bohaterstwa, ale
nie potrafił zostawić McAvoya na pastwę losu. Nita nigdy by mu tego nie
wybaczyła.
Używając magii przeciskał się przez walczący tłum. Co jakiś czas ktoś z
krzykiem na nich uderzał, jednak Magnus na obronę ich dwojga wykorzystywał całą
swoją energię. Daniel stawał się coraz cięższy, a on coraz słabszy, jednak
dalej odnajdował w sobie ostatnie okruchy mocy i walczył. Widząc to, Isabelle
podbiegła w ich stronę, a następnie złapała chłopaka za drugie ramię.
- Gdzie Maryse? – wykrzyknął Magnus, próbując
przebić się przez gwar walki.
- W salonie – odpowiedziała, jednocześnie
odpierając ataki przeciwników.
- Musimy się wycofać.
Ręka
Bane’a powędrowała w stronę schodów, gdzie czekał na nich kolejny napastnik. W
stronę czarnej postaci powędrował snop białego światła, a ta momentalnie
uderzyła o podłogę.
- Catherina już otwiera portal w ogrodzie. Zostaw
mi Daniela i idź jej pomóc – powiedziała na jednym tchu. – Ja zajmę się
doprowadzeniem tam wszystkich.
Magnus
pokiwał głową, puścił chłopaka i tworząc wokół siebie pole siłowe. Zużywał w
ten sposób wiele energii, ale nie miał wyjścia. Wbiegł do salonu, a następnie
przez drzwi balkonowe, wyskoczył na taras. Opuścił obronną kurtynę i pobiegł ku
Catherinie, która tworząc portal, musiała poradzić sobie także z atakującymi.
Głowa go bolała, a ciało powoli opuszczały siły. Nie wiedział, ile jeszcze
wytrzyma, ale bał się, że jeśli szybko nie uciekną, marnie się to skończy.
- Nadeszły posiłki – oznajmił przyjaciółce i z uśmiechem
wezwał resztki magii.
Dreszcz
przetoczył się przez ciało czarownika, a ręce zapłonęły żywym, niebieskim
ogniem.
- Twórz portal, ja się nimi zajmę. – Płonące pociski
napływały na przeciwników niczym strzały.
Wokół
nich gromadziło się coraz więcej towarzyszy broni, którzy z zapałem pomagali
Bane’owi w odpieraniu ataków. Jednak on wyczekiwał jednej osoby, która jeszcze
się nie pojawiła. Skinieniem głowy przywitał się z Isabelle, dźwigającą na
ramieniu nieprzytomnego Daniela i jej matką. Chwilę później przybył umoczony we
krwi Vlad oraz ciemnoskóry wampir. Obiekt niepokoju czarownika pojawił się wraz
z Jacem zaraz po nim, tuż przed otwarciem portalu.
- Martwiłem się. – Magnus złapał za rękę ukochanego.
Chwilę
później, idąc za przykładem innych oboje przeskoczyli przez ciemną masę i
wylądowali na lśniącej podłodze Instytutu.
Coco Deer:
Przypomniało mi się jak w styczniu zaczęłam pisać pierwszy rozdział. Ten czas płynie nieubłagalnie. Zapraszam do czytania, co prawda spóźnionego rozdziału dwunastego (ale mam nadzieję, że nam to wybaczycie)!
Zapomniałabym. Niedawno na naszym blogu zaczęło pojawiać się opowiadanie dotyczące Stilesa oraz Dereka z Teen Wolfa pt. "Ja wcale go nie kocham!". Serdecznie zapraszam! (znajdziecie je w zakładce Fanfiction)
P.S. Nigdy nie lubiłam Clary.
Zapomniałabym. Niedawno na naszym blogu zaczęło pojawiać się opowiadanie dotyczące Stilesa oraz Dereka z Teen Wolfa pt. "Ja wcale go nie kocham!". Serdecznie zapraszam! (znajdziecie je w zakładce Fanfiction)
P.S. Nigdy nie lubiłam Clary.
Lelo:
Nie wiem co powiedzieć. Zrobiłam to! Zrobiłam to, o czym marzyłam od przeczytania pierwszej części Darów! Niczym Lord Voldemort śmieję się "Clary Fray is dead! Hahaha". Czekałam na ten rozdział przez ponad rok. Do zobaczenia za tydzień! :D
Nie wiem co powiedzieć. Zrobiłam to! Zrobiłam to, o czym marzyłam od przeczytania pierwszej części Darów! Niczym Lord Voldemort śmieję się "Clary Fray is dead! Hahaha". Czekałam na ten rozdział przez ponad rok. Do zobaczenia za tydzień! :D
Muszę wreszcie znaleźć czas na betowanie. Aż wstyd.
OdpowiedzUsuńPS "Clary Fray is dead! Haha" *śmiech Voldemorta, wygrało.
UsuńJa bym jeszcze Jace'a ukatrupiła, hah.
UsuńHahaha xD Możemy pomyśleć, ale choć to abstrakcyjne (uwielbiam Sizzy), dobrze mi się pisze Jimona xD
Usuń*team Saphael pozdrawia
UsuńA no cóż, jeśli mówimy o serialu to oczywiście Saphael <3 w książkach jednak Isabelle bardziej mi pasuje do Simona
UsuńNa początek chciałam przeprosić za moją nie obecność po rozdziałami... Ostatnio nie mam zbyt dużo czasu na blogowanie. Dodajecie rozdziały co tydzień, więc nie nadążam^^
OdpowiedzUsuńPo trochu, zdołałam jednak nadrobić rozdziały :)
I widzę, że sporo się porobiło... Działanie Valentaine'a się wyjaśniło - dlaczego tak uparcie pragnie zeswatać Aleca i Nitę... Cieszę się, że zdoali wydostać ich z posiadłości, choć martwię się o Daniela - mam nadzieję, że odzyska siły i Magnus pomoże uratować chłopaka... I liczę, że Nita wybaczy mu to, że ją wykorzystywał!
I Clary nie żyje... cóż, bardzo to smutne, choć i tak nie przepadam za tą dziołchą, więc... oj tak, Dusia jest wredna^^
Pozdrawiam serdecznie :*
Dziękujemy bardzo :D Akcja powoli biegnie ku końcowi, więc wszystkie problemy bohaterów niebawem się rozwiążą... Albo i nie :)
UsuńZaglądam tu od dłuższego czasu, a nowego rozdziału jak nie było tak nie ma... :( A szkoda. Piszecie świetnie. Ogólną opinie planowałam napisać pod koniec całej historii, więc nie będę sie rozpisywać. Mam nadzieje, że zakończycie tę historie jak najszybciej (i że w ogóle zakończycie), bo strasznie podoba mi się pomysł na Czarnego Księcia. Łowcy Wspomnień rozumiem, że już nie będzie, ale nie zdążyłam się przywiązać do tej historii. Trzy rozdziały to zdecydowanie za mało. Błagam, nie bądźcie jednymi z tych, co niekończącą historii ;) Życzę weny i czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńObecnie jesteśmy w środku... W zasadzie można to nazwać słowem kryzys. Nie wiem czy wrócimy, ale dziękuję za miłe słowa i zachęcam to wygłoszenia opinii już teraz :)
UsuńTrzymam kciuki, by się udało dokończyć. :)
OdpowiedzUsuńHej, Coco, jakis czas temu napisałam do Ciebie maila w sprawie KKB, bardzo prosze o odpowiedz :* nie widze spamu, dlatego piszę tutaj :*
OdpowiedzUsuńCześć wam! Kocham tego bloga równie mocno co Maleca. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Powodzenia w pisaniu!
OdpowiedzUsuńCześć,
OdpowiedzUsuńinformuję, że na konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com pojawiła się ocena Waszego bloga.
Pozdrawiam
Trafiłam tu dziś i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Piszesz ciekawie, czyta się lekko i przyjemnie. Zapraszam do siebie. Pozdrawiam i dużo weny do pisania życzę.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzy historia będzie kontynuowana? Trafiłam tutaj niedawno i bardzo mi się spodobało jednak nie ma zakończenia! Mam nadzieję że się ono pojawi i życzę weny;)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńtrafiłam dopiero co tutaj i choć przeczytałam kawałek tylko to bardzo mi się spodobało, no i zostanę na długo... mam nadzieję, że i nowe rozdziały się pojawią...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńtroszkę mam zaległości w czytaniu ale systematycznie to nadrabiam, ale bardzo liczę na kontynuację...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwracam tutaj po dłuższej mojej nieobecności, bardzo bym chciała przeczytać więcej... bo opowiadanie jest wciągające...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńkochaniutka, proszę choć odezwij się, już jest tak dużo czasu minęło...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńKochana mam nadzieję, że pojawią się następne rozdziały, bo opowiadanie jest bardzo ciekawe...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Kaśka
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudne opowiadania, może pojawi się jakiś shocik jeszcze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńbardzo mi smutno, już tyle czasu i nic się tutaj nie pojawia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Kaśka
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńDrogi autorki, tak tutaj od czasu do czasu wracam z ogromną nadzieją na jakieś nowe opowiadanie albo rozdział, a tutaj lata lecą i nic... ale też tak wracam aby ponownie przeczytać... opowiadania są po prostu cudowne...
Mam nadzieję, że jednak też zaglądasz tutaj czasami i wciąż pamiętasz o tym blogu...
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Aga